Przejdź do głównej zawartości

Warto mówić o wartościach - wywiad z Krzysztofem Zanussim



Z Krzysztofem Zanussim rozmawiam 4 października 2017, tuż po pokazie filmu „Brat naszego boga”, który w kinie Hel w Pleszewie został zorganizowany w ramach obchodów Roku Świętego Brata Alberta.

Maciej Karwowski: Tworzy Pan kino traktujące o wartościach, tkwi w nim pewna misyjność. Czy przyjazd do małych miejscowości, takich jak Pleszew, też jest podyktowany jakimś poczuciem misji?

Krzysztof Zanussi: Robienie filmów jest w naturalny sposób jakąś misją, no bo po co to się robi? Nie robię ich dla zarobku, nie muszę już ich robić również dla sławy, bo więcej jej i tak już nie zdobędę. Robię je, bo chcę nawiązać z ludźmi jakiś kontakt, chcę interakcji między mną a światem.  A ta wcale mi tak naturalnie i łatwo nie przychodzi. Bardzo chętnie jeżdżę do małych miejscowości, gdzie wiadomo, że kariery się nie robi, gdzie wielkiego rozgłosu się nie zdobywa, ale gdzie zwykle jest dużo większa łatwość kontaktu i często lepsze pytania, czasem mądrzejsze refleksje. To pewna tajemnica prowincji, którą trzeba docenić. Ja sam jestem człowiekiem metropolitarnym, urodziłem się w wielkim mieście, żyję między wielkimi stolicami świata i w różnych krajach bardzo sobie cenię wycieczki w taką, jak to Rosjanie mówią „łubinkę”, czyli miejsca dalekie, takie gdzie mało kto przyjeżdża i gdzie spotkanie jest pewnym świętem.

M.K.: Nie wiem, jak często bierze Pan udział w takich spotkaniach jak dziś, ale z całą pewnością często Pan słyszy, tak jak tu w Pleszewie, że jest wybitnym twórcą, w podręcznikach od historii kina określany jest Pan najwybitniejszym przedstawicielem Kina Moralnego Niepokoju, a jednak ostatni Pana film „Obce ciało” spotkał się z dużą krytyką, niezadowoleniem ze strony krytyków – jak Pan to przyjął i z czego to wynikało?

K.Z.: Krytyków to za dużo powiedziane – recenzentów, dlatego że poważni krytycy rozmawiali o tym zupełnie inaczej. Była taka nagonka na ten film, to się zdarza, na szczęście tylko w Polsce. Była podyktowana po części przez antagonizmy środowiskowe, przez grupy bardzo walczących feministek. Później nawet włoskie feministki uhonorowały mnie, mówiąc że te polskie są zacofane, że są jeszcze na poprzednim etapie. Dostałem się w młyn ideologicznej szarpaniny – na tym to polegało, więc mam do tego dystans. Objechałem z „Obcym ciałem” cały świat, był wyświetlany w wielu krajach. Nie muszę się przejmować tym, co mnie tutaj w Polsce spotkało od niektórych, bo też nie od wszystkich. Na ogół ludzie się dziwią, jak potem oglądają film, że przeczytali o nim, że to najgorszy film roku. Ale faktem jest, że nie dopuszczono mnie na festiwal w Gdyni, nazwano mnie autorem najgorszego filmu. Na starość tego też trzeba się nauczyć, bo to też pewne novum w mojej karierze. Przeżyłem to jak wiele innych rzeczy.

M.K.: Sądzi Pan, że z kolejnym filmem, „Eterem”, może stać się podobnie?

K.Z.: Może, chociaż nie powinno. Logika na to nie wskazuje, ale tak też się może zdarzyć. Zobaczymy, na ile będzie wyrazisty i na ile się komu narazi. Bo to jest film o istnieniu szatana, więc nie wiadomo, czy nie będzie tu interwencji nadprzyrodzonych (śmiech).

M.K.: Na dzisiejszym pokazie oglądaliśmy „Brata naszego boga”, który powstał na podstawie dramatu Karola Wojtyły. Jan Paweł II stanowił autorytet dla bardzo wielu osób. Gdy go zabrakło, można powiedzieć, że pojawił się deficyt w tej kwestii. Czy dostrzega Pan kogoś, kto aktualnie mógłby stanowić autorytet dla młodych ludzi?

K.Z.: Wydaje mi się, że papież Franciszek na innych częstotliwościach też jest prawdziwym autorytetem, dla wielu ludzi jest przekonujący i to ważny myśliciel, niekoniecznie nawet dla wierzących. Oczywiście świat ma dziś wielką potrzebę autorytetów, ponieważ ten nadmiar bodźców, który na nas spada, ten bezmiar informacji, wymagają jakiejś selekcji, a autorytet jest narzędziem do selekcjonowania – pytamy autorytetów, co jest ważne, co nieważne, taka rola istnieje zawsze w społeczeństwie. Niszczenie autorytetów jest głupie, chociaż złe i fałszywe autorytety należy oczywiście podważać.

M.K.: A co Pan sądzi o aktualnych młodych ludziach? Dołącza Pan do tej grupy, która spisuje najmłodsze pokolenia na straty czy może dostrzega w nich jakąś nadzieję?

K.Z.: Zupełnie nawet mi nie przychodzi do głowy, by kogokolwiek spisywać na straty. Nie dlatego, że jestem dobrotliwy, tylko dlatego, że w każdym pokoleniu, a już kilka pokoleń na moich oczach dorastało, spostrzegam że mniej więcej wszyscy są tacy sami. To znaczy taki sam jest procent konformistów, taki sam procent ludzi natchnionych wielkim ideałem, ludzi gotowych do wielkich poświęceń i taki sam bezwstydnych sprzedawczyków, oszustów, kłamców, zdrajców. Statystka jest podobna. W tym nowym pokoleniu, jak w każdym innym, szukam takich osób, z którymi mam kontakt, albo takich którym mogę coś powiedzieć. Wiem, że są inni, którzy odrzucą mnie i wszystko, co jest mi drogie – oni robią to w jakiś sposób świadomie, bo tworzą ten inny świat, o którym ja mam złe mniemanie.

M.K.: Pańskie kino dla młodszych pokoleń jest coraz mniej znane. Czy sądzi Pan, że jego filmy, obojętnie z którego okresu, są w stanie trafić do aktualnej młodzieży?

K.Z.: Nie wiem, ja bym Pana raczej o to zapytał, bo dlaczego ja mam na to odpowiadać? Staram się i czasami widzę, że jakoś to chwyci, tak jak czasami w jakichś częściach świata, gdzie moje filmy są nieznane, nagle wyciągają jakiś ze starych tytułów i on trafia. A często nie trafia, jestem przygotowany na wszystko. Ale nie widzę żadnej podstawowej przeszkody – po prostu ludzie, którzy w ogóle sięgają po narrację, wszystko jedno czy powieściową czy filmową tylko dla rozrywki, dla uciechy, ze mnie wielkiego pożytku nie będą mieli. Ale są inni, którzy sięgają po narrację, żeby się czegoś o świecie dowiedzieć i gdzieś nad światem zastanowić. I dla tych, myślę że jestem aktualny dzisiaj, tak jak 20 czy 30 lat temu.
 
fot. Zuzanna Musielak-Rybak

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Do czego pijesz? - wywiad z WuWuniem

Z Marcinem Sprusińskim, znanym szerzej jako WuWunio, rozmawiam po kinowej premierze jego filmu " Potwór z Doliny Trzech Spawów ". Maciej Karwowski: Inaczej niż w przypadku poprzedniego filmu, premierę " Potwora... " zorganizowaliście w kinie. Informując na Facebooku o wyprzedanych biletach wspomniałeś, że przed Luną były kina, które Wam odmówiły.   Które konkretnie? Marcin Sprusiński: Chciałem się dogadać z dużymi sieciami, żeby w każdym mieście w Polsce film ten poleciał raz, na przykład w czwartek o 18:00. Bez zysku dla mnie – po prostu by ludzie w różnych miejscach kraju mogli zobaczyć to na dużym ekranie. Ale jak usłyszeli, że to jakiś film z Bonusem BGC i resztą - odmówili. Nie chciałbym raczej wymieniać nazw, bo możliwe, że kiedyś będę do nich uderzać z jakimś innym filmem. A kino Luna powiedziało, że nie interesuje ich co będziemy puszczać. I na pewno są zadowoleni, bo bilety sprzedały się w dwie godziny. M.K.: Widziałem, jak dziewczyny

NA WSZYSTKIE PIŁY NIE MAM SIŁY - omówienie serii "Piła" (2004-2010)

Gdy w 2004 roku na ekrany kin trafiła " Piła " Jamesa Wana, nikt się nie spodziewał, że film ten da początek legendarnej dziś już serii, przynosząc wytwórni Liosgate ponad 800 milionów dolarów zysku, a jej reżyserowi nada miano nowego króla horroru. Z okazji premiery najnowszej części cyklu – " Piła: Dziedzictwo " postanowiłem przyjrzeć się każdej odsłonie i pokrótce opowiedzieć Wam, czy warto się z nimi zapoznać. Piła (2004) reżyseria: James Wan, scenariusz: Leigh Whannell, James Wan Pierwsza wersja scenariusza " Piły " powstała już w 2001 roku, a sam gotowy film trafić miał pierwotnie wyłącznie na kasety VHS. Zyskał on jednak na tyle przychylne opinie, że otrzymał dystrybucję kinową, a już wkrótce zielone światło dla realizacji sequela. Wszystko zaczyna się w tajemniczej obskurnej łazience, w której budzi się dwójka nieznających się mężczyzn. Nie wiedzą nic o sobie, o tym miejscu, ani o powodzie, dla którego tam trafili. Jedyne, co

ANATOMIA PRAWDY – wywiad z Sebastianem Fabijańskim

Z Sebastianem Fabijańskim rozmawiam wespół z moim niezastąpionym kompanem Jakubem Zawodniakiem podczas 46. Ińskiego Lata Filmowego, tuż po przedpremierowym pokazie Mowy ptaków Xawerego Żuławskiego. Jakub Zawodniak: Chcieliśmy zacząć od tego, że jesteśmy pod wrażeniem amplitudy uczuć, jaką zaprezentowałeś na spotkaniu po filmie. Zwłaszcza że gdy dołączyłeś do Xawerego, wydawałeś się zblazowany, znudzony. Sebastian Fabijański: Chwilę wcześniej spałem w samochodzie. Robimy z Mową ptak ó w sporą tras ę – Warszawa, Zwierzyniec, Gdań sk, I ńsko i zaraz jedziemy dalej, a wszystko w przeciągu w zasadzie półtora dnia. To nie jest wi ęc jakaś nonszalancja, po prostu naprawdę mnie rozłożyło. Takie spotkania nas też kosztują, zawsze jestem wymęczony, bo ludzie oczekują dużo atencji, a to wymaga wysiłku szczególnie ode mnie. A ja jakoś z natury duszą towarzystwa nie jestem. Maciej Karwowski: Ale w kt ó rymś momencie się uruchomiłeś ! To pewnie przez jakieś pytanie. Ono uruch