Z
Sebastianem Fabijańskim rozmawiam wespół z moim niezastąpionym
kompanem Jakubem Zawodniakiem podczas 46. Ińskiego Lata Filmowego,
tuż po przedpremierowym pokazie Mowy
ptaków
Xawerego Żuławskiego.
Jakub
Zawodniak: Chcieliśmy zacząć od tego, że jesteśmy pod wrażeniem
amplitudy uczuć, jaką zaprezentowałeś na spotkaniu po filmie.
Zwłaszcza że gdy dołączyłeś do Xawerego, wydawałeś się
zblazowany, znudzony.
Sebastian
Fabijański: Chwilę wcześniej spałem w samochodzie. Robimy z
Mową ptaków
sporą trasę – Warszawa, Zwierzyniec,
Gdańsk, Ińsko i zaraz jedziemy dalej, a
wszystko w przeciągu w zasadzie półtora dnia. To nie jest więc
jakaś nonszalancja, po prostu naprawdę mnie rozłożyło. Takie
spotkania nas też kosztują, zawsze jestem wymęczony, bo ludzie
oczekują dużo atencji, a to wymaga wysiłku szczególnie ode mnie.
A ja jakoś z natury duszą towarzystwa nie jestem.
Maciej
Karwowski: Ale w którymś
momencie się uruchomiłeś!
To
pewnie przez jakieś pytanie. Ono uruchomiło lawinę refleksji i
emocji.
MK:
No właśnie, najpierw zacząłeś nutami bardzo poruszającymi,
których większość osób
obserwujących Cię wyłącznie na ekranie w ogóle
się nie spodziewała. Zapomina się, że znane osoby to również
normalni ludzie. Gdy mówiłeś
o swoim ojcu jedna kobieta siedząca tuż
za mną powiedziała do drugiej "Niesamowite, że taki dorosły
facet może się tak rozkleić". Dla nas
najbardziej zdumiewającym było to, że z tego poziomu wkrótce
przeszedłeś z Xawerym na taki "tryb stand up" –
zaczęliście żartować, pojawiły się różne zabawne anegdoty,
poczuliście się w tym dobrze i zjednaliście sobie publikę – po
dwugodzinnym filmie na godzinnym spotkaniu została praktycznie cała
sala. Wydaje mi się, że to pokazuje jaki tkwi w Tobie gigantyczny
potencjał, którego ludzie
zdaje się jeszcze nie odkryli.
I
dobrze, lepiej żeby go za bardzo nie odkryli, bo to może być
niebezpieczne dla mnie. Wiem, kim mniej więcej jestem i wiem, co
mogę z siebie dać, ale nie chcę tego rozdawać, zwłaszcza za
dziengi. I dlatego też chcę wypowiedzieć się muzycznie, poprzez
teksty na hip-hopowym bicie, który jest
bitem mojego serca.
JZ:
W wielu wywiadach silnie akcentowałeś środowisko, w którym
dorastałeś. Zostałeś
aktorem, stałeś się popularny, zacząłeś zarabiać,
ale to pochodzenie w Tobie pozostało. Rozumiem, że chcesz do tego
wrócić i właśnie w ten
sposób się wyrazić?
Czuję
bardzo dużą potrzebę wyrzucenia z siebie paru rzeczy, bycia
absolutnie transparentnym i szczerym. Chcę, żeby ktoś, kto mnie
spotyka dziś, za lat kilkanaście mógł
powiedzieć "Ten facet się nie
zmienił". Ale też nie chcę w wywiadach rzygać prawdą
mówioną prozą, dlatego ubieram ją w
lirykę i kładę ją na bit.
MK:
Niedawno przyznałeś, że nie akceptujesz tego, co aktualnie dzieje
się w muzyce i stąd ten projekt.
Tak,
bo mnie irytuje, że idzie to w jakieś maliny. Rap stał się teraz
bardzo popularny, ludzie zarabiają na nim kupę szmalu, ale stracił
on przy tym swoją esencję. Kiedy ja zaczynałem słuchać
rapu była Paktofonika, był Eminem, N.W.A., Ice Cube, A Tribe
Called Quest. To muzyka, której
nie robi się dla pieniędzy, to muzyka robiona z żalu, nienawiści,
bólu, sprzeciwu. To nie jakaś
elektroniczna ballada, tylko to jest sampel, to są bębny. To co się
dzieje teraz, to nie rozwój, to robienie z
rapu jakiegoś par-popowego tworu, używając do tego, wieśniacko u
naszych rodzimych pseudo raperów brzmiącego, autotune'a.
Ja idę bardziej w rootsowe klimaty.
JZ:
Czyli nie ma w obecnym rapie kogoś, kogo byś słuchał
i podzielał jego zdanie?
Są
ci, którzy się ostali,
ci, którzy kontynuują to, co
robili wcześniej i są temu wierni. Taki jest między innymi
O.S.T.R.
MK:
Czyli nowe, młode pokolenia raperów
całkowicie skreślasz?
Nie,
że skreślam, bo to w ogóle nie
mój cyrk, nie moje małpy. Gdyby nie
nazywali się raperami, to nie byłoby
tematu, bo to po prostu nie jest rap to, co oni robią. Trzeba
nazywać rzeczy po imieniu.
MK:
Zaszokujesz nas czymś na tej płycie? Znaną tendencją w tej branży
jest wywoływanie konfliktów,
czy to ze względów
promocyjnych czy też czysto ideologicznych.
Bo
rap jest prowokacją. Ja lubię sarkazm i ironię, lubię prowokować,
staram się
nie udawać jakiegoś szacownego pana i uważam, że to ma dużą
wartość, że taka płyta wyjdzie od człowieka, który
się
nie fotografuje na ściankach i nie jest jakimś tworem
artystycznopodobnym. To jest moim zdaniem dobre świadectwo. Nie pitu
pitu na salonach... Zresztą odnoszę się do nich na płycie, jest
tam taki kawałek Prymityw
i... będzie śmiesznie.
MK:
Śmiesznie?
Dla
mnie śmiesznie, dla niektórych to może
być wielkie "ALE JAK TO?!". Jadę tam po show-biznesie.
Tym show-biznesie, który mnie zupełnie
nie interesuje, nie takim, jaki robimy tutaj – wokół
wolnościowego, wartościowego kina.
JZ:
W Twojej karierze można odnaleźć bardziej ambitne tytuły, jak
Mowa ptaków,
jak i te komercyjne. Jednak rynek filmowy w Polsce jest ograniczony,
często zapewne nie możecie przebierać w ofertach, więc czy nie
obawiasz się, że pójście
w kino artystyczne jest nazbyt ryzykowne? Głośno jest teraz o
Polityce Vegi, czy nie czujesz jakiegoś żalu,
że nie ma Cię w tym projekcie?
Już
niejednokrotnie dałem upust temu, co uważam na temat Patryka.
Jestem mu wdzięczny za przygodę, którą
razem przeżyliśmy, mówię szczerze, to
nie jest kurtuazja. Ale w tym momencie to w ogóle
nie jest mój rejon, co innego mnie dziś
interesuje. Rozjechały się nam światopoglądy, zdenerwowało mnie,
że z takich projektów jak Botoks
próbuje robić ważny film. To nie są
ważne filmy, to są filmy, które
mają zarobić i tyle.
Czy
zmiana była dobrą decyzją? Biorąc pod
uwagę reakcję ludzi po Mowie ptaków,
jak ich dotyka, to uważam, że była to bardzo dobra decyzja. A poza
tym to była potrzeba serca. Zawsze szedłem tam, gdzie mi zabiło
serce. Do rapu zabiło mi już dawno, ale wziąłem
się za to dopiero teraz.
JZ:
Nie obawiasz się, że w polskim kinie artystycznym będzie ciężej?
Herbert
powiedział: "Życzę wam trudnego
życia, tylko takie jest godne artysty". Może trudniej będzie
lepiej. Mogłem w życiu pójść na
łatwiznę już kilkadziesiąt razy, przyjąć propozycje reklamowe
czy filmów komercyjnych pokroju komedii
romantycznych – dawno mogłem tam zboczyć, a nigdy tego nie
zrobiłem. Uważam, że w życiu chodzi o to, żeby dać jakieś
świadectwo. Nie wiem, dokąd ten świat
zmierza, ale pozostawmy po sobie jakieś wartości. Dla mnie
wartością jest szczerość, odwaga czy poparta argumentem
bezkompromisowość. Nawet jeśli bywa bolesna. W gruncie rzeczy
chodzi o to, żeby ten świat jakoś zmieniać.
MK:
W ostatnich dniach portale plotkarskie rozpisują się o Twoim
konflikcie z Piotrkiem Stramowskim. Ile w tym prawdy?
To
prawda, ale my oddaliliśmy się od siebie już wcześniej. Ta
sytuacja to taka wisienka na torcie, wcześniej było
dużo innych rzeczy. Kilkakrotnie odbyliśmy rozmowy, w
których mówiłem
mu, że nie rozumiem tego, co robi wokół siebie w mediach. Po co mu
zdjęcie ślubne na jakiejś okładce? Na tym chce budować karierę?
Chodzi o wartości moralne. W tym wywiadzie dla Filmawki to było
trochę niefortunnie sformułowane, ale to dlatego, że nie
dostałem tego tekstu do autoryzacji.
JZ:
Przyjechałeś do Ińska z
dwoma filmami – Mową ptaków
oraz Kamerdynerem.
Przed premierą tego drugiego widać było,
że wróżysz mu wielki sukces, tymczasem ten nie
nadszedł. Przy 15 mln złotych budżetu najpewniej się nawet nie
zwrócił, zbierając w
kinach 430 tysięcy widzów.
Ale
my mieliśmy Kler w sąsiedztwie; nie było opcji, żeby
zaszaleć. Nie powiem, żebym był zawiedziony. Od początku czułem
na planie jakiś dyskomfort, że moja obecność nie jest istotna,
kluczowa. I co ciekawe, mój bohater czuje
to samo. Materiał wydawał się ciekawy, bo nie było fajerwerków
aktorskich czy emocjonalnych wybuchów.
MK:
Filip Bajon wspominał nie raz o tym, że Kamerdyner
doczeka się swojej wersji serialowej. Wiesz coś na
ten temat? Materiału było wystarczająco
dużo?
No
coś tam ma być, nie wiem. Materiału jest bardzo dużo.
JZ:
Czyli współpraca z Xawerym bardziej Ci odpowiada?
Filip
Bajon jest świetnym gościem, bardzo chciałbym wybrać się z nim
jeszcze w jakąś podróż, tylko żeby materiał był troszkę
bardziej... gorący.
MK:
Zrobiliście razem dwa filmy. Czy można się spodziewać jakiejś
kolejnej współpracy?
Filip
podchodzi do mnie bardzo życzliwie i to nie jest tak, że po
Kamerdynerze jesteśmy na kursie kolizyjnym. Głównym, moim
zdaniem, problemem tego filmu jest nieangażujący emocjonalnie wątek
miłosny. Gdyby został inaczej zaprojektowany, nagle by się
okazało, że ten film
by zrobił gigantyczny wynik w kinach, bo oprócz warstw, o
których Filip pięknie opowiedział, mógłby ten
miłosny wątek przyciągnąć dużo więcej widzów. Filip po
prostu nie jest sentymentalny i to widać w tym filmie. A co
do nowych projektów,
to jest jakiś tam plan... Ale nie mamy żadnych konkretów.
JZ:
Dzielą Was pokolenia, wydawać by się mogło,
że nie macie ze sobą nic wspólnego,
a jednak...
To
ciekawe, że Filip jeden ze swoich najważniejszych filmów,
Arię dla atlety, zrobił z Krzyśkiem Majchrzakiem, który
mnie uczył i z którym jestem w bardzo
bliskich relacjach. Na którymś planie w
przerwie z nudów boksowałem
się z cieniem, Filip to zobaczył, podszedł i powiedział
"No, cały Daniel, zobacz, Olbrychski
też tak robił". Ma określony typ, który
jest mu bliski. Ja się w ten typ wpisuję.
JZ:
Jesteś w ogóle bardzo
podobny do Olbrychskiego za młodu.
Tak,
bardzo często to słyszę.
MK:
Czyli gdyby powstawał film biograficzny o Olbrychskim, to odezwą
się do Ciebie?
Wiadomo,
moim zdaniem to naturalny wybór. (śmiech)
MK:
Za chwilę swoją premierę
będą miały "Legiony", które
wyjdą tydzień po "Piłsudskim",
powtarzając sytuację z akcją "Nie pomyl filmu" wokół
dwóch konkurujących tytułów
o Dywizjonie 303. Kto wyjdzie zwycięsko z tego starcia?
Widziałem
już Legiony i szczerze powiem, że to bardzo dobre
kino przygodowe z elementami dramatu psychologicznego, zrobione z
wielkim rozmachem. Piłsudski to w ogóle
nie ten kaliber. My mamy solidne pier*olnięcie, w tym filmie jest
tak sfotografowana bitwa pod Rokitną, że szczena opada. Nie
widziałem jeszcze w Polsce takiej batalistyki. Ten film może wiele
osób zaskoczyć. I mój
bohater też myślę jest bardzo ciekawy.
JZ:
Czy zamierzasz, pomijając Legiony i
Psy 3, zająć się teraz bardziej
autorskimi i ambitnymi projektami pokroju Kamerdynera
czy Mowy ptaków?
Chciałbym
oczywiście, żeby to było takie kino, bo
w takim można najbardziej rozwinąć skrzydła, zresztą film jest o
ptakach, więc... No, trochę polatałem.
Ale nie będę się deklarował, bo to nie ma sensu. Teraz robię Psy
3 z Pasikowskim, jutro mam zdjęcia, i to znów
jest zupełnie inna robota. Znalazłem w tym coś, co mnie
zafascynowało i pracowałem nad scenariuszem – nie potrafię
przeczytać tekstu i od razu zagrać, zawsze coś wnoszę od siebie.
Myślę, że w tej postaci też jest coś ciekawego, jakiś twist.
Ryzyko artystyczne jest dla mnie najciekawsze.
JZ:
Ryzyko w tym przypadku chyba bardzo się opłaciło,
bo nie tylko trafiłeś do ciekawego projektu, ale też zdaje się,
że znalazłeś w Xawerym przyjaciela.
Jakoś
wyjątkowo mi do niego blisko. Bracia z innej matki. Fascynujące
jest to spotkanie z wolnym człowiekiem, jakim jest Xawery, kiedy ja
sam takim chciałbym być,
choć
wiadomo, że takiej wolności totalnej i tak w dzisiejszych czasach
osiągnąć się nie da. Ale wolność artystyczna jest czymś bardzo
ważnym – żeby nie wchodzić na plan wyłącznie po to, by
zrealizować ustalony scenariusz i wyczekiwać końca, przebierając
nogami. Po wolność idę teraz z rapem. Wolność od…
Wywiad autoryzowany.
Rozmowa przeprowadzona 12 sierpnia 2019 w Ińsku dla gazety festiwalowej "Ińskie Point".
Zdjęcia, poza ostatnim, autorstwa Małgorzaty Bortnik.
Rozmowa przeprowadzona 12 sierpnia 2019 w Ińsku dla gazety festiwalowej "Ińskie Point".
Zdjęcia, poza ostatnim, autorstwa Małgorzaty Bortnik.
tragedia nie da sie tego czytac przez kolor czcionki i tła
OdpowiedzUsuńczarna czcionka na czarnym tle, BRAWO
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez administratora bloga.
OdpowiedzUsuń