Po bardzo przyjemnych doświadczeniach
z zeszłorocznego festiwalu Kamera Akcja, nie mogłem się doczekać kolejnej
edycji. Choć po drodze odwiedziłem wiele tego rodzaju imprez, to akurat ta
jedna zaskarbiła sobie moje szczególne upodobanie, wyjątkowo nie ze względu na
filmy (choć repertuar również zasługuje na wiele pochwał), a ludzi. I mam tu na
myśli i organizatorów, i wszechobecnych blogerów i zwykłych widzów. Bowiem
Kamera Akcja to festiwal krytyki filmowej, festiwal kontaktu z ludźmi, festiwal
rozmów. Tylko tu znajdzie się czas na choćby powierzchowne przedyskutowanie
właśnie zobaczonego dzieła, na dzielenie się wrażeniami i emocjami, czy zwyczajnie
spędzenie ze sobą czasu, nie goniąc z filmu na film. Nie wiem, jak
organizatorom to się udaje, ale bardzo skutecznie tworzą oni na całym
wydarzeniu wręcz rodzinną atmosferę, pozbawiając je jakiegokolwiek, typowego
dla np. Transatlantyku, zadufania.
Udało mi się wypełnić ubiegłoroczne
postanowienie i na tej edycji obejrzałem nieco więcej filmów, tym samym
zdecydowanie lepiej zachowując proporcję między zaliczonymi seansami a wypitymi
w klubie festiwalowym piwami. Choć przeurocze Żarty żartami kusiły swoją ofertą
muzyczną, jak i gastronomiczną, to częściej spotkać mnie można było przez te
cztery dni w Kinie Wytwórnia. Z czystego
wygodnictwa wolałem stamtąd nie wyścibiać nosa, mimo pokus ze strony Szkoły
filmowej i tamtejszych pokazów m.in. "Blokady", "Edenu" czy
"Komuny". Wierny głównej lokacji festiwalu, zadbałem jednak o
różnorodność rozrywek - poza najzwyklejszymi seansami celowo zajrzałem również
na te urozmaicone prelekcjami osób startujących w konkursie Krytyk mówi
(Grzesiu, jeszcze raz gratuluję zwycięstwa!), zaliczyłem blok Przedszkola
Filmowego Szkoły Wajdy, biernie uczestniczyłem również w dwóch dyskusjach - na
temat programowania festiwali oraz przenikania się świata gier i filmów. Udało
mi się również zajrzeć na spotkanie z Wojciechem Smarzowskim, przed którym
wyświetlone zostały dwa jego mało znane film sprzed czasów "Wesela".
Byłem również na obu blokach
krótkometrażówek, a to ze względu, iż już drugi rok z rzędu miałem przyjemność
zasiadać tam w jury. W 2015 naszą ekipę tworzyli sami blogerzy, w tym natomiast
pieczę nad półprofesjonalnym gronem sprawowała Kaja Klimek, dzięki której obrady
przebiegały w sposób mniej chaotyczny, a ze względu na inny skład, jak i poziom
filmów - bardziej burzliwy. Wyróżniliśmy znakomity dokument "Żelazne
alibi" w reżyserii Martina Ratha, w kategorii animacja nagrodziliśmy
"Łańcuszki" Alicji Błaszczyńskiej, a Grand Prix zdobyła Joanna
Satanowska za "Czarnowidzki". W tym roku niestety obyło się bez
arcydzieła pokroju ubiegłorocznego "Wszystko w porządku" Sandeepa
Rampala Balhari, z którego śmialiśmy się do samego końca festiwalu, trafił się
natomiast przedziwny przypadek w postaci "Lokatorek" Klary
Kochańskiej. Był to w zasadzie całkiem dobry film, jednak niejednokrotnie
niebezpiecznie wchodzący na pole niezamierzonej śmieszności, czym wprawił mnie
w niemałą konsternację i sprawił, iż próbowałem przeforsować dla niego
wyróżnienie z argumentacją "wywołujący najbardziej mieszane uczucia".
Niestety nie udało mi się niczego wskórać.
Jak zwykle repertuar filmów
pełnometrażowych składał się z niezwykle ciekawych pozycji - od klasyki, przez
retrospektywy i produkcje, które nigdy do polskiej dystrybucji nie trafią, po pokazy
przedpremierowe. To tam obejrzałem teraz wchodzące do kin "Ederly"
czy "Alojzego", zapowiedziane na początek grudnia "Creative Control"
oraz wcześniej przegapione przez mnie "Zjednoczone stany miłości" i
"Neon Demon". Zakochałem się w Grecie Gerwig w "Planie
Maggie" (no i trochę w "Mistress America"), której poświęcono w
tym roku całą retrospektywę, a i na krótko onieniałem z zachwytu (naprawdę!)
dzięki greckiemu "Interruption". Udało mi się też w końcu przekonać
czym jest zachwalane VHS HELL, w ramach którego zobaczyłem
"Reproduktorki" z niestety miernej jakości lektorem na żywo w wykonaniu
Piotra Czeszewskiego. Inicjatywa to doprawdy zacna, ale w/w panu zdecydowanie
brak polotu w uprawianej dziedzinie (i nie mówią tego na podstawie jednego
pokazu - miałem okazję umocnić swe zarzuty na odbywającym się nieco później
Cinemaforum). Spektrum wrażeń naprawdę szerokie, a wyobraźcie sobie, że to
tylko wycinek całego festiwalu!
Kamera Akcja to impreza niezwykła,
jedna z najbardziej wyjątkowych na festiwalowej mapie Polski. Świetne miejsce
do dobrej zabawy - znajdziecie tam znakomite kino, istotne osoby z branży, całe
rzesze pasjonatów oraz okazję do rozmowy z każdym, czy to w kinie, czy to przy
piwie w klubie festiwalowym. Albo przy "Flircie filmowym" -
stworzonej w tym roku przez organizatorów wariacji na temat popularnej
karcianej gry sprzed lat. Trzeba przyznać, udało im się - uwiedli mnie. Nie
pierwszy raz zresztą. I zdecydowanie pozwolę im się uwieść ponownie, już na 8.
edycji w 2017.
Komentarze
Prześlij komentarz