Z
Malwiną Buss, aktorką grającą w filmie "Najpiękniejsze fajerwerki
ever", rozmawiam po pokazie "Najlepszych
polskich 30'" w kinie Muza w Poznaniu.
Maciej
Karwowski: Jaki jest Twój stosunek do ojczyzny?
Malwina
Buss: Trudno odpowiedzieć na to pytanie, bo nie chcę tu mówić o
ojczyźnie, bardziej utożsamiam się z ludźmi w moim wieku, którzy są na całym
świecie, nie tylko w Polsce, więc nie mam jakiegoś konkretnego stosunku.
Podejrzewam, że gdyby wydarzyła się taka sytuacja jak w filmie, zadziałałabym
jak Ju, która ucieka. Nie jestem przywiązana do państwa jako państwa, bardziej
zależy mi na człowieku, bardziej bym starała się ratować wszystkich jako ludzi,
a nie państwo.
M.K.:
Teraz czujesz się zagrożona?
M.B.:
Myślę, że już od zeszłego roku, gdy tylko kręciliśmy, a te wszystkie protesty
zaczęły wychodzić na ulice, zaczęliśmy czuć niepokój. Tym bardziej, że jesteśmy
tuż po tym, co wydarzyło się na Ukrainie. Szczególnie po tym filmie człowiekowi
włącza się lampka, co by było gdyby. A niestety to gdyby może być blisko. Nikt
nie wie, co czeka za rogiem.
M.K.:
Uczestniczysz w protestach?
M.B.:
Nie, ale to nie ze względu na to, że nie mam wyraźnych poglądów, tylko tak jak
mówiłam, ja się w życiu bardziej interesuję człowiekiem. A też nie znam się na
polityce, więc nie do końca chcę się wypowiadać, nie czuję się dostatecznie
wyedukowana czy dojrzała, by zabierać głos w tych sprawach. Może za jakiś czas
mi się to zmieni, może gdy coś jeszcze bardziej mnie personalnie dotknie.
M.K.:
Co by musiało się stać, byś poczuła potrzebę zareagowania?
M.B.:
To jest tak, że ja chodziłam na protesty. Chodzi mi o protesty typu posty na
facebooku – nie piszę ich, w ten sposób nie chcę się wypowiadać. Więc to już
się wydarzyło, byłam pod sejmem. Gdyby coś się znowu wydarzyło w środowisku
aktorskim, znowu wyszłabym na ulicę. Bo to moja praca, z tego żyję.
M.K.:
Grasz w serialach i filmach pełnometrażowych, a najważniejszą rolą w Twojej
karierze jest film krótkometrażowy.
M.B.:
"Fajerwerki..." są być może
najistotniejsze jeśli chodzi o sam temat. Zaczęłam grać, gdy miałam 15 lat,
pierwsze role miałam m.in. u Wojtka Smarzowskiego – teraz wiem, że on i inni
reżyserzy nie bazowali na moich umiejętnościach, tylko mojej naturalności.
Byłam wtedy jeszcze przed szkołą, więc tak naprawdę jeszcze nic nie potrafiłam.
A "Fajerwerki..." i "Belfer" to moje dwie pierwsze role,
które świadomie zbudowałam jako aktorka, a nie byłam sama sobą. To wyjątkowe –
mój chłopak i moi znajomi zobaczywszy "Fajerwerki..."
powiedzieli, że po raz pierwszy nie zobaczyli mnie, tylko postać. To duży
komplement dla mnie.
M.K.:
Spotkałyście się z Olą [Aleksandrą Terpińską] na planie u Smarzowskiego?
M.B.:
Nie, Ola wtedy jeszcze nie pracowała z Wojtkiem. Poznałyśmy się, gdy przyszłam
na casting do jej poprzedniego filmu "Ameryka".
Z tego, co mi mówiła, dobrze mnie zapamiętała, tylko nie pasowałam jej do
tamtej roli. Spontanicznie do mnie zadzwoniła i zapytała, czy nie pojawiłabym
się następnego dnia na castingu do "Fajerwerków...".
Zagrałam i jeszcze tego samego dnia dostałam odpowiedź, że to robię. Ola chyba
gdzieś mówiła, że miała mnie i jeszcze jedną dziewczynę do wyboru, więc to nie
był jakiś duży casting.
M.K.:
Twoja postać w "Fajerwerkach..."
stwierdza "Seks z dziewczyną to nie zdrada". Jak Ty to traktujesz?
M.B.:
To osoby żyjące w trójkącie, wszystkie to akceptują, więc wypowiedź, że seks z
dziewczyną nie jest zdradą jest jakąś formą żartu. Dla mnie zdrada to zdrada,
obojętnie czy z kobietą czy z mężczyzną.
M.K.:
A jak się czujesz po całowaniu z Justyną Wasilewską?
M.B.:
Cudownie (śmiech). Prywatnie nigdy nie całowałam się z dziewczyną, więc było to
dla mnie większe wyzwanie niż zazwyczaj, a koniec końców zauważyłam, że
bardziej mnie stresuje całkowanie z mężczyznami na planie. Dobrze to wspominam,
tym bardziej, że Justyna jest przepiękną dziewczyną, więc to sama przyjemność.
M.K.:
Pojawiasz się w "Fajerwerkach..."
topless, co często budzi wśród widzów mieszane emocje – w takich sytuacjach
zawsze padają zarzuty o zasadność takich zabiegów. Jak się do tego odnosisz? Po
prostu akceptujesz taką zachciankę reżysera czy potrzebujesz dostrzec w tym
głębię?
M.B.:
Chyba muszę mieć konkretne uzasadnienie. Przed "Fajerwerkami..." zagrałam w jednym 20-minutowym filmie
niemieckim, gdzie musiałam być nago pod prysznicem – to był pierwszy rok
studiów – potrzebowałam uzasadnienia od reżyserki, tylko dlatego że wtedy byłam
jeszcze strasznie nieśmiała jeśli chodziło o rozbieranie się przed kamerą. Olę
też zapytałam, na ile jest to potrzebne i w jakim kontekście. Wytłumaczyła mi
to i teraz uważam, że nie jest to scena, w której zwracasz uwagę na to, po co
to było. Gdzieś tam jest to fajne pokazanie postaci, które są wolne;
zasłanianie się w takiej sytuacji, gdzie dwie dziewczyny budzą się rano,
wiadomo po czym, byłoby kłamstwem bardziej niż rozbieranie. Było to dla mnie
uzasadnione i nie miałam z tym problemu.
Za możliwość zobaczenia "Najlepszych polskich 30'" oraz rozmowę z twórcami
dziękuję kinu Muza w Poznaniu.
raeviZsalya-1978 Katie Harris Crack
OdpowiedzUsuńneckpakligfharg