Niedawno natknąłem się w telewizji na
leciwy już teledysk Kelly Clarkson "Because of you". Wokalistka przenosi
się w nim do swojego dzieciństwa i trudnej sytuacji w domu, na jaką skazali ją
rodzice. Obserwuje, jak ciągłe napięcia i kłótnie odsunęły ją z centrum uwagi domowników,
w czasie gdy tej uwagi najmocniej potrzebowała. Zarówno matka, jak i ojciec, zaprzątnięci
własnymi zmartwieniami, nie zauważali ogromu krzywdy wyrządzanej swojemu
dziecku. Podobnie ma się sytuacji bohaterów debiutu Xaviera Legranda
"Jeszcze nie koniec".
Rodzice 11-letniego Juliena są w
trakcie rozwodu. Poznajemy ich podczas tak zwanego wysłuchania – oboje
uzbrojeni w adwokatów przedstawiają swoje racje i walczą o prawo do opieki nad
synem. Zostajemy na wstępie zasypani informacjami i niczym sędzia stajemy przed
trudnym wyborem, komu uwierzyć i jak najlepiej rozwiązać spór. Oba stanowiska
brzmią wiarygodnie, a jedynym materiałem dowodowym, na jakim mamy polegać, są w
gruncie rzeczy same słowa małżonków. Sądziłem, że twórcy do samego końca będą
nas przerzucać od stanowiska do stanowiska, pogłębiając poczucie patowości sytuacji
i braku rozsądnego jej rozwiązania; że wina leżeć będzie po obu stronach i to
dziecko pozostanie jedynym poszkodowanym. Tak się jednak nie stało. Dość szybko
dowiemy się, kto jest największym winowajcą i przyjdzie nam obserwować już
tylko stopniowe patologizowanie się konfliktu.
Choć film Legranda rozminął się z
moimi oczekiwaniami, nie mogę mu odmówić doskonałego tempa i wyczucia w opowiadaniu
o temacie bardzo trudnym i wciąż często bagatelizowanym. Francuski reżyser
doskonale gra na emocjach, bez popadania w zbędny dydaktyzm czy ckliwość. Umiejętnie
przedstawia stanowiska wszystkich osób zaangażowanych w sprawę, nawet jeśli
występują jedynie epizodycznie, jak dziadkowie czy siostra Juliena. W połączeniu
z trzymającymi się zawsze blisko bohaterów zdjęciami Nathalie Durand daje to
widzowi poczucie obcowania z historią bardzo prawdziwą, życiową. Nawet finał,
który dla osoby nigdy niedoświadczonej takimi wydarzeniami może wydać się mało
prawdopodobny, nie wybiega poza to, co możemy znać choćby z doniesień
prasowych.
"Jeszcze nie koniec" z
pozoru podejmuje ten sam temat co mająca niedawno polską premierę "Niemiłość".
Kwestia rozwodu i zaniedbania dziecka zostaje jednak u rosyjskiego twórcy zepchnięta
na drugi plan, ustępując miejsca portretowaniu samych dorosłych próbujących
ułożyć sobie życie na nowo. Można pokusić się o stwierdzenie, że filmy te na
swój sposób się uzupełniają, ale to produkcja francuska jest pozycją bardziej
godną uwagi. Mimo, że Zwiagincew ma na swoim koncie nominacje do Oscara
(wcześniej również za "Lewiatana"), narracyjnie poradził sobie w tym
przypadku znacznie słabiej. Natomiast Xavier Legrand, choć swoim filmem nie
powiedział raczej nic nowego, ukazał ważny temat z niespotykanym realizmem, wywołującym
poczucie silnego niepokoju. W końcu nie ma nic straszniejszego niż dom, który
nie jest azylem i rodzina, która nie jest nam bliska.
8/10
8/10
Za możliwość obejrzenia filmu przedpremierowo dziękuję dystrybutorowi, firmie Solopan.
Komentarze
Prześlij komentarz