Horror
raczej nie jest gatunkiem o powszechnym poważaniu; zdecydowanie rzadko gości on
na salonach, jest szeroko dyskutowany czy też dany jego przedstawiciel
doceniony zostaje przez krytyków. Zgodnie ze statystykami rottentomatoes.com,
na 100 najwyżej ocenianych filmów wszech czasów, tylko 8 z nich to horrory, z
kolei na liście najlepszych horrorów, na 50 jedynie 15 powstało po 2000 roku (a
wśród nich raczej niekojarzone z gatunkiem "Room 237" czy
"Zombieland"). Gdy tylko któryś tytuł zaskarbi sobie pozytywne
recenzje choć części branży, bardzo często przeradza się to w ogromną falę
zachwytów oraz ogłaszanie nowej ery gatunku czy też jej rehabilitatora. Tak
było z "Obecnością", "Coś za mną chodzi"czy
"Babadookiem", a być może stanie się tak również z "The
Witch".
Film
ten, o dźwięcznym polskim tytule "Czarownica: Bajka ludowa z Nowej
Anglii" przykuł moją uwagę, kiedy to na swój recenzencki warsztat wzięło
go kilku oglądanych przeze mnie youtuberów. Zachwalali, w Sundance docenili,
urywek zwiastuna zachęcał, a plakat reprezentował bardzo ceniony przeze mnie
minimalizm, dlatego debiut Roberta Eggersa szybko znalazł się na mojej liście
planów na wieczór. Przed obejrzeniem nie sądziłem, że dołączę do grona
wychwalających pod niebiosa to dzieło. I teraz, po seansie, już wiem, że tak
nie zrobię. Ale czy to oznacza, że "The Witch" jest kolejnym pustym
straszakiem, który zapomnimy zaraz po obejrzeniu?
W
żadnym wypadku nie. To zdecydowanie unikatowe dzieło, raczej nie zaczynające
nowej epoki czy choćby nurtu, jednak pokazujące kolejny świetny i przede
wszystkim oryginalny pomysł na stworzenie horroru. Autorska wizja Eggersa u
swych podstaw ma XVII-wieczne podania ludowe i, wiernie na nich bazując,
przenosi nas w obszary dotąd nie eksplorowane przez gatunek, czując się w
obranej konwencji niczym ryba w wodzie. Reżyser sprawia wrażenie specjalisty
materii, którą operuje; doskonale wie, jaki cel chce osiągnąć i jakie środki będą
najefektywniejsze. I najefektowniejsze. To, czym "The Witch" zdumiało
wielu, to sposób straszenia. Brak tu bowiem tego, do czego już zdołaliśmy
przywyknąć i co część publiki dawno skutecznie zniechęciło - nie uświadczymy tu
klasycznych jumpscare'ów i prześladujących bohaterów zjaw, które im częściej pokazywane,
miast bardziej przerażać, dawały się stopniowo oswoić. Tytułowej czarownicy w
filmie praktycznie nie uświadczymy, a ukazaniem jej na dość wczesnym etapie
twórcy jasno zakomunikowali, że to nie ona jest tu najważniejsza i nie tylko
jej należy się bać. Nasz lęk ma być wszechobecny. Doskonałe, statyczne,
odsączone z barw zdjęcia oraz oszczędnie dawkowana, a silnie niepokojąca,
głównie smyczkowa muzyka skutecznie zanurzają w bardzo ciężki, przytłaczający
klimat i czynią z przejmującego dramatu skazanej na banicję rodziny nad wyraz
udany i nietypowy horror. Eggers udowadnia, iż zna się na rzeczy i potrafi nie
tylko wykorzystać znane już motywy w odświeżony sposób, ale również stać go na
dodanie czegoś od siebie. Czyni go to twórcą niebywale oryginalnym i dającym
nadzieję, że jego kolejny projekt, czyli remake "Nosferatu - Symfonii
grozy" Murnaua nie będzie jedynie trawestacją klasyki.
8/10
8/10
Komentarze
Prześlij komentarz