Przejdź do głównej zawartości

Do czego pijesz? - wywiad z WuWuniem



http://bit.ly/2BEdKe6
Z Marcinem Sprusińskim, znanym szerzej jako WuWunio, rozmawiam po kinowej premierze jego filmu "Potwór z Doliny Trzech Spawów".

Maciej Karwowski: Inaczej niż w przypadku poprzedniego filmu, premierę "Potwora..." zorganizowaliście w kinie. Informując na Facebooku o wyprzedanych biletach wspomniałeś, że przed Luną były kina, które Wam odmówiły.  Które konkretnie?

Marcin Sprusiński: Chciałem się dogadać z dużymi sieciami, żeby w każdym mieście w Polsce film ten poleciał raz, na przykład w czwartek o 18:00. Bez zysku dla mnie – po prostu by ludzie w różnych miejscach kraju mogli zobaczyć to na dużym ekranie. Ale jak usłyszeli, że to jakiś film z Bonusem BGC i resztą - odmówili. Nie chciałbym raczej wymieniać nazw, bo możliwe, że kiedyś będę do nich uderzać z jakimś innym filmem. A kino Luna powiedziało, że nie interesuje ich co będziemy puszczać. I na pewno są zadowoleni, bo bilety sprzedały się w dwie godziny.

M.K.: Widziałem, jak dziewczyny sprzątały salę i sądzę, że obsługa raczej nie była zachwycona. (śmiech)

M.S.: Ale na pewno sprzedali sporo piw! (śmiech)

M.K.: To całkiem ciekawe, że masz taką lubującą się w alkoholu publikę. A skąd w ogóle pomysł na pokaz w kinie?

M.S.: Powód jest jeden – chciałem zobaczyć reakcję ludzi na żywo, jak oglądają rzecz, którą stworzyliśmy. Do tej pory jedynie czytaliśmy komentarze (ludzie często piszą zajebiście śmieszne komentarze) i z Janczarem [Piotr Janczar, operator Pal Hajs TV] zauważyliśmy, że przy poprzednim filmie ludzie zachwycali się rzeczami, które nam się wydawały w ogóle nieśmieszne, i odwrotnie - rzeczy, które dla nas są mega śmieszne nie stały się kultowymi.  Dużo jest haseł, którymi ludzie zaczęli się posługiwać i kompletnie nie rozumiem, co jest zabawnego na przykład w silosach na kiszonki z "Klątwy Jeziora Tukum". Nie zrobiliśmy premiery w kinie po to, by zarobić na biletach, albo by zrobić sobie zdjęcie i pokazać jacy to my jesteśmy „ą i ę”. Jedyną motywacją było spotkać naszych fanów na żywo i zobaczyć ich reakcje podczas seansu. Myślę, że dla nich to też jest ciekawe doświadczenie zobaczyć cały skład Pal Hajs TV oraz bohaterów filmów w jednym miejscu na żywo. W trakcie projekcji usiadłem w ostatnim rzędzie i obserwowałem. Mega fajne to było. Parę razy mnie zaskoczyli, bo śmiali się w momentach, w których nie mam pojęcia, co było zabawne, a w paru momentach, gdzie bym się tego spodziewał, nie zaśmiał się nikt.

M.K.: Jakie to momenty?

M.S.: Nie pamiętam, za dużo się dziś dzieje. Ale wiadomo: bekanie, rzyganie, pierdzenie – z tego zawsze wszyscy się śmieją. Tak było, jest i będzie.

M.K.: Was też to bawi?

M.S.: Może bardziej żenuje, ale śmiejemy się bo to jest totalnie absurdalne. Jak chłopaki non stop puszczają bąki na planie, to jest to dosyć... dziwne, ale nie przeszkadza mi to. Biorę lujów takimi, jacy są.

M.K.: Zdziwiło Cię tak duże zainteresowanie pokazem?

M.S.: Nie, patrząc po "Klątwie Jeziora Tukum" i naszym fanbase'ie, to wiedziałem, że tak będzie, że szybko się wyprzeda. Poprzedni film widziało 600 tysięcy ludzi, a tutaj miejsc było zaledwie 350.

M.K.: Mieliście parędziesiąt zwrotów.

M.S.: Nie wszystkie przelewy dotarły. Bilety wróciły i znowu się sprzedały w pięć minut. Te 39 biletów to nie były zwroty, tylko błąd w płatności.

M.K.: Od dawna masz tendencję do tworzenia metrażowych kobył. Wydaje mi się, że w przypadku wywiadów czy relacji z wydarzeń taka długość się sprawdza, ale z fabułami już niekoniecznie. Nie masz poczucia, że oba filmy są za długie?

M.S.: To filmy dla specyficznego grona. Pierwsza wersja trwała 6 godzin i jest zupełnie nie do obejrzenia. Po wielu cięciach i odrzuceniu wielu elementów zostały nam ponad dwie godziny. My w tym lesie spędziliśmy cały dzień i nagrywaliśmy bez przerwy. Ten film ma zmęczyć, to ma być za długie. Gdyby trwał półtorej godziny, pewnie byłby przystępniejszy dla szerszej publiczności, ale nie taki jest nasz cel. Gdyby okazało się, że film trwa zaledwie godzinę z hakiem, to byłby jęk zawodu ze strony naszych najwierniejszych fanów. Przyzwyczailiśmy naszą widownię do długich form i mało jest twórców, którzy taką formę uprawiają. Jest to w pewnym sensie jeden z naszych znaków rozpoznawczych. Kolejny film będzie jeszcze dłuższy. (śmiech) Nie no, nie wiem, czy będzie kolejny.

M.K.: Patrząc po kolejnym progu na Patronite, który osiągnięcie pewnie już niedługo, raczej coś się szykuje.

M.S.: Mam kilka pomysłów, co chciałbym zrobić, ale nie chciałbym teraz ich ujawniać. Ten format generalnie trochę się wyczerpał, ale wypadałoby zrobić z tego trylogię i zamknąć ten okres mojej twórczości jakąś klamrą. Pożyjemy, zobaczymy.

M.K.: Czemu w przypadku obu filmów zepchnęliście wszystkie istotne wydarzenia na sam koniec? W "Potworze..." nawet można je przegapić, bo wrzuciliście część z nich po napisach.

M.S.: Akcja intensyfikuje się wraz z ilością promili. Jesteśmy trzeźwi na początku, pijani na końcu. W ogóle film w drugiej połowie robi się dużo ciekawszy. Zakończenie to nagroda dla tych, którzy wytrzymali do samego końca. Od momentu, kiedy widzisz pierwsze napisy są jeszcze 22 minuty filmu. Jeżeli wyłączysz trudno, twoja sprawa. Ja nie mam z tym problemu, to jest dla tych, którzy chcą to zobaczyć. Nie chcę kupować nowego widza sens polega na zaspokajaniu tych, których już mamy. I ich znajomi do tego dołączają, ludzie oglądają nasze filmy na imprezach, piją do tego. Dlatego jest taki alkoholowy odbiór. Chcę, żeby oglądali mnie tacy jak ja –  ci, co lubią się napić w weekend i potoczyć bekę. Pal Hajs TV to niszowy kanał i podoba mi się, że tak jest. Nie chcemy być mainstreamowi. „Klątwa Jeziora Tukum” oraz „Potwór z Doliny Trzech Spawów” to nie są dzieła komercyjne. Nie stoi za nami sztab ludzi. Każdy mógłby wziąć kamerę i zrobić taki film jak my.

M.K.: Cieszy Cię, że Twoje filmy są wyświetlane na imprezach jako tło?

M.S.: Oczywiście, że tak. W dniu premiery odcinka dostajemy setki zdjęć, gdzie widzowie pokazują telewizor i że siedzą z wódką i kielonami – "pijemy i oglądamy". Jeżeli ja nie piję w odcinku, to ludzie mi piszą "kurwa, czemu ty nie pijesz?".

M.K.: Ile w tych filmach scenariusza, a ile improwizacji?

M.S.: Nie zdradzę teraz wszystkich sekretów, ale jest dużo więcej improwizacji niż ludziom się wydaje. Jeśli ktoś uważa, że można napisać Bonusowi tekst i on będzie go odgrywał pod wpływem browarów, to jest szalony. Zmontujemy kiedyś materiał, który będzie się nazywał "Geneza Klątwy Doliny Trzech Spawów" i to będzie 3-4 godzinny dokument zawierający making-of, wywiady z twórcami, z aktorami, pokazujący jak powstały oba filmy. Mamy dużo materiału, ludzie nie uwierzą, jak to było nakręcone. Niektóre momenty zdecydowanie będą śmieszniejsze niż same filmy. Kiedyś to zrobimy i sądzę, że ludzie się zdziwią.

M.K.: Wydacie to na DVD albo Blurayu?

M.S.: Chciałbym. Tylko w "Klątwie Jeziora Tukum" trzeba wymienić muzykę, bo tam jest trochę kradzionej muzyki z jakichś starych horrorów. W przypadku "Potwora..." mamy 100% praw praktycznie do wszystkiego. Bardziej chyba Bluray, żeby można było wydać oba filmy i making of na jednej płycie. Ale to na pewno nie w tym roku o ile w ogóle…

M.K.: Jeszcze nie rozmawialiście z potencjalnymi dystrybutorami?

M.S.: Nie, jeśli kiedykolwiek się za to weźmiemy to zrobimy to sami. Można wytłoczyć 2 tys. sztuk Bluray za 10 tys. złotych. Uważam, że taka ilość płyt mogłaby się sprzedać. Ale tu nie chodzi, żeby zarobić, tylko żeby nie utopić. Tak samo jak sprzedajemy plakaty i za te pieniądze robimy następne plakaty. To się samo finansuje i o to w tym chodzi. Nie jest to działalność komercyjna.

M.K.: Całkiem ambitnie.

M.S.: Nieee... To nie są konkretne plany, po prostu zacząłem tak myśleć, że gdybym był fanem takich produkcji, to chciałbym je mieć w wersji fizycznej. Kiedyś wyłączą Youtube’a i co? Można by coś takiego zrobić, gdy będzie ku temu sprzyjająca koniunktura i będę mógł sobie pozwolić, żeby zainwestować. Na pewno nie w tym roku, na razie chcę odpocząć od tych filmów. Ale mam pomysły na następne projekty i będę o nich bardzo intensywnie myślał.

M.K.: Ale odcinki Pal Hajs TV będą nadal się pojawiać?

M.S.: Oczywiście. Mamy dużo odcinków zaplanowanych i dużo już nakręconych materiałów, które czekają na zmontowanie. Cieszę się, że do tego wracam. Teraz będę mógł trzaskać odcinki seryjnie. Nie mogę się doczekać, aż ludzie będą mogli oglądać rzeczy, które mam na dysku od bardzo dawna. Dużo kręcimy latem, by wypuszczać zimą. Milej się ogląda materiały, gdzie zawsze jest zielono.

M.K.: To jest tak, że dostajecie do danego miejsca zaproszenie czy sami wychodzicie z inicjatywą?

M.S.: Bardzo rzadko się zdarza, żeby ktoś nas zaprosił. Aktualnie montuję odcinek z premiery płyty P.A.F.F.-a, to akurat było zaproszenie bezpośrednio od niego. Ale Chmielaki czy inne wydarzenia to złote strzały – siedzę na forach, czytam gdzie są jakieś dożynki, imprezy czy coś, wpadam na pomysł, żeby tam pojechać i jadę.

M.K.: A Warsaw Games Week?

M.S.: Tam akurat zaprosiła nas firma, z którą współpracujemy - Muve.pl. Ale nie narzucili nam, co mamy robić, tylko nam załatwili wejściówki i powiedzieli – działajcie.

M.K.: To jeden z moich ulubionych materiałów.

M.S.: Ja tam bardzo byłem pijany. Tyle, że tam jest dosyć niski wiek uczestników, to w ostatniej wersji montażowej stwierdziliśmy, że wytniemy alkohol, ale tam cały czas piłem wódkę na zapleczu. Ludzie mówili "o, WuWunio nie pił", a ja tam kurwa ledwo chodziłem.

M.K.: Budżet "Potwora..." jest 10 razy wyższy niż "Klątwy..." i wynosił 30 tysięcy złotych. Na co wydaliście te pieniądze?

M.S.: To 30 tysięcy to budżet z wliczoną premierą, produkcją plakatów i tak dalej. Najwięcej pieniędzy poszło na ludzi i paliwo. Jeżeli kręcisz jeden dzień, to nieważne ile nakręcisz, dzień się liczy. A my kręciliśmy dużo rzeczy przez na przykład 3 godziny. Sam trzon filmu, gdzie idziemy przez las, kosztował z 4 tysięcy złotych. Ale zdjęcia do czołówki, grafika czy rekwizyty to kolejne koszty. Strój potwora kosztował 3 tysiące złotych, sprowadzaliśmy go ze Stanów i  zabiło mnie cło. Gdy spływały kolejne pieniądze z Patronite'a (a to w końcu 3 tysiące miesięcznie), postanowiliśmy dokręcić dodatkowe sceny, między innymi te zimą.
 
M.K.: Jakie jest podejście do Twoich projektów osób w nim występujących? Jak to jest np. z Martą Linkiewicz?

M.S.: Nie wiem. Lubimy się z Martą, jest sympatyczną dziewczyną. Ona nie siedzi w tym świecie, wzięła udział i ciężko mi cokolwiek więcej powiedzieć. Jest z innego pokolenia, więc raczej się nie jara, ale wie, że takie osoby jak Bonus, Bodychrist czy Sowa istnieją. A Sowa jest zachwycony, że wziął udział. Dyszel to mój kolega ze studiów, to on nakręcił i zmontował mój pierwszy teledysk "Pal Hajs", Boss to mój kolega z podstawówki. Oni wszyscy są zajarani, że mogli wziąć udział. A to wszystko totalni amatorzy.

M.K.: Dlaczego wiele motywów się powtarza? Oba filmy do pewnego momentu są praktycznie identyczne.

M.S.: Bo to jest typowy sequel, to samo, co widzieliśmy, tylko więcej i lepiej, takie mrugnięcie do hardkorowych fanów. Ten film musiał powstać. Ludzie nie daliby mi spokoju. Zrobiliśmy "Potwora z Doliny Trzech Spawów" nie dla nowych widzów, a dla fanów "Klątwy Jeziora Tukum". W ogóle praca nad sequelem to jest ciągłe balansowanie pomiędzy: „znów to samo” a „to już nie to samo”. Jak kiedyś zrobimy trzeci film, to będziemy mogli  zaszaleć, bo już nikt nie będzie chciał byśmy szli utartym szlakiem.

M.K.: To dla kogo on będzie?

M.S.: Nie wiem, na pewno dla nas.

M.K.: Jesteś zadowolony ze swojej twórczości?

M.S.: Oczywiście, że tak, ale staram się być obiektywny. Z "Klątwy..." mimo że dla wielu to jest ideał, to jestem średnio zadowolony. Zawsze, gdy na niego patrzę, to myślę o wszystkich rzeczach, które się nie udały i ich tam nie ma. Może jednak sekretem sukcesu tego filmu jest ten minimalizm. Najcięższa w tworzeniu tych filmów jest współpraca z lujami, to wyzwanie i wielu o tym zapomina. Bonus to siła, którą nie do końca ktokolwiek może kontrolować, to jak Hulk w "Avengersach". Przy produkcji obu filmów bawiłem się świetnie; lubię montować, filmować i lubię wymyślać. Największy fun jest podczas procesu twórczego. Teraz jest najmniej przyjemna część, czyli publikacja, bo tu już nic się nie da zrobić. Od razu po premierze siadam do robienia kolejnych rzeczy, nie umiałbym teraz siedzieć i nic nie robić. Uwielbiam taką robotę, najfajniej robiło nam się czołówkę. To były dwa dni zdjęciowe, ale najpierw trzeba było przygotować rekwizyty, wycinki z gazet, pudełko po mleku i tak dalej.  Świetnie się przy tym bawiliśmy. Dwa dni to kręciliśmy, z przerwą na wieczorny melanż. Pamiętam, że my na górze już cisnęliśmy melanż, a Janczar w piwnicy ogrywał jeszcze przejazdy po planszy z wycinkami. (śmiech)

M.K.: Byłbyś w stanie stworzyć coś bez alkoholu?

M.S.: Oczywiście, że tak. Przez 90% tworzenia byłem trzeźwy.

M.K.: Chodzi mi o pojawianie się alkoholu jako tematu.

M.S.: Ale to jest fajne! Ja lubię pić. Poza tym każdy ma jakiś znak rozpoznawczy.

Chętnych do zobaczenia "Potwora z Doliny Trzech Spawów", odsyłam do kanału WuWunia:

Komentarze

  1. Bardzo dobry wywiad. Fajnie się czytało :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.

    OdpowiedzUsuń
  3. Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

NA WSZYSTKIE PIŁY NIE MAM SIŁY - omówienie serii "Piła" (2004-2010)

Gdy w 2004 roku na ekrany kin trafiła " Piła " Jamesa Wana, nikt się nie spodziewał, że film ten da początek legendarnej dziś już serii, przynosząc wytwórni Liosgate ponad 800 milionów dolarów zysku, a jej reżyserowi nada miano nowego króla horroru. Z okazji premiery najnowszej części cyklu – " Piła: Dziedzictwo " postanowiłem przyjrzeć się każdej odsłonie i pokrótce opowiedzieć Wam, czy warto się z nimi zapoznać. Piła (2004) reżyseria: James Wan, scenariusz: Leigh Whannell, James Wan Pierwsza wersja scenariusza " Piły " powstała już w 2001 roku, a sam gotowy film trafić miał pierwotnie wyłącznie na kasety VHS. Zyskał on jednak na tyle przychylne opinie, że otrzymał dystrybucję kinową, a już wkrótce zielone światło dla realizacji sequela. Wszystko zaczyna się w tajemniczej obskurnej łazience, w której budzi się dwójka nieznających się mężczyzn. Nie wiedzą nic o sobie, o tym miejscu, ani o powodzie, dla którego tam trafili. Jedyne, co

ANATOMIA PRAWDY – wywiad z Sebastianem Fabijańskim

Z Sebastianem Fabijańskim rozmawiam wespół z moim niezastąpionym kompanem Jakubem Zawodniakiem podczas 46. Ińskiego Lata Filmowego, tuż po przedpremierowym pokazie Mowy ptaków Xawerego Żuławskiego. Jakub Zawodniak: Chcieliśmy zacząć od tego, że jesteśmy pod wrażeniem amplitudy uczuć, jaką zaprezentowałeś na spotkaniu po filmie. Zwłaszcza że gdy dołączyłeś do Xawerego, wydawałeś się zblazowany, znudzony. Sebastian Fabijański: Chwilę wcześniej spałem w samochodzie. Robimy z Mową ptak ó w sporą tras ę – Warszawa, Zwierzyniec, Gdań sk, I ńsko i zaraz jedziemy dalej, a wszystko w przeciągu w zasadzie półtora dnia. To nie jest wi ęc jakaś nonszalancja, po prostu naprawdę mnie rozłożyło. Takie spotkania nas też kosztują, zawsze jestem wymęczony, bo ludzie oczekują dużo atencji, a to wymaga wysiłku szczególnie ode mnie. A ja jakoś z natury duszą towarzystwa nie jestem. Maciej Karwowski: Ale w kt ó rymś momencie się uruchomiłeś ! To pewnie przez jakieś pytanie. Ono uruch