Przejdź do głównej zawartości

Wehikuł czasu - recenzja filmu "Najbrzydszy samochód świata"


Choć samochody to dla mnie zupełnie obcy świat, o brzydocie legendarnej już Multipli słyszałem wielokrotnie. Okazuje się jednak, że wszelkie nagrody za swoją nietuzinkową urodę zbiera inny wóz – 50-letni Wartburg należący do Bogdana Różyckiego. Grzegorz Szczepaniak uczynił właśnie to auto, jego 70-letniego właściciela i 94-letnią matkę tegoż bohaterami swojego filmu "Najbrzydszy samochód świata".

Model, który posiadają państwo Różyccy w gruncie rzeczy nie jest jakoś wybitnie nieatrakcyjny, a co najwyżej silnie zaniedbany. Wszechobecnemu chaosowi wnętrza wtóruje między innymi rozległa rdza karoserii czy boczne światło doklejone taśmą izolacyjną. Można by pójść śladami Łony, który swojemu trabantowi poświęcił piosenkę-hymn "Helmut, rura!", ale wbrew tytułowi filmu to nie motoryzacyjny zabytek stanowi główny temat dokumentu, a jest nim relacja matki z synem. "Najbrzydszy..." (nie mylić z "Najlepszym") to kino drogi, ukazujące podróż tej dwójki z Majdanku do Magdeburga. Zainicjowana przez pana Bogdana ekspedycja ma mu pomóc poznać przeszłość swojej mamy. A nam daje możliwości zajrzenia do ich w gruncie rzeczy zwyczajnego życia oraz fascynującej relacji.

Dokument ten to znakomicie skomponowany kolaż zdarzeń. Czuć w nim dryg wprawnego montażysty, którym Szczepaniak jak najbardziej jest (jako reżyser nakręcił dotąd jeden film – "Ślimaki"). Całego materiału było aż 180 godzin, a uzyskany efekt to bardzo energiczna i przyjemna w odbiorze historia. Skrojona została jako lekka komedia, jednak czuć w niej bardzo dramatyczny autentyzm; sam fakt wspólnego życia leciwej matki i równie niemłodego syna stawia przed widzem wiele pytań i wzbudza ciekawość co do szczegółów. Co prawda żadnej konkretnej informacji w tej kwestii nie otrzymamy, ale dialogi jakie będą toczyć między sobą bohaterowie, bardzo wiele nam powiedzą o ich charakterach, stosunku do życia i siebie nawzajem. A to już wystarczy, by samemu móc uzupełnić luki.

Państwo Różyccy to idealne osoby, by tworzyć o nich dokument(y!). Są równie sympatyczni, co odpychający, mający coś do powiedzenia i paplający od rzeczy, nudni i fascynujący zarazem. Tacy bohaterowie sami potrafią dźwignąć film, ale przykład "Happy Olo - Pogodnej ballady o Olku Dobie" pokazuje, że do pełnego sukcesu wymagane jest jeszcze wyczucie formy, której Bogocz i Macuk zdecydowanie nie posiadają. Szczepaniak pod tym względem absolutnie nie zawiódł i zaserwował nam 43 minuty idealnie słodko-gorzkiej opowieści o miłości, oddaniu i pamięci. Wbrew temu, co mówi w "Najbrzydszym..." pani Kazimiera, ciekawość to coś dobrego. Polecam wam zainteresować się tym dokumentem, a gwarantuję że wciągnie was od pierwszej sceny, a okrzyk "Bogdan!" będzie dźwięczał w uszach jeszcze na długo po seansie.

8/10

Film możecie zobaczyć 8.12.2017 roku w Warszawie w Barze Studio, w ramach programu DOC LAB POLAND. Wstęp jest wolny, a po pokazie odbędzie się wieńczące cykl afterparty, więc zdecydowanie warto się wybrać.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Do czego pijesz? - wywiad z WuWuniem

Z Marcinem Sprusińskim, znanym szerzej jako WuWunio, rozmawiam po kinowej premierze jego filmu " Potwór z Doliny Trzech Spawów ". Maciej Karwowski: Inaczej niż w przypadku poprzedniego filmu, premierę " Potwora... " zorganizowaliście w kinie. Informując na Facebooku o wyprzedanych biletach wspomniałeś, że przed Luną były kina, które Wam odmówiły.   Które konkretnie? Marcin Sprusiński: Chciałem się dogadać z dużymi sieciami, żeby w każdym mieście w Polsce film ten poleciał raz, na przykład w czwartek o 18:00. Bez zysku dla mnie – po prostu by ludzie w różnych miejscach kraju mogli zobaczyć to na dużym ekranie. Ale jak usłyszeli, że to jakiś film z Bonusem BGC i resztą - odmówili. Nie chciałbym raczej wymieniać nazw, bo możliwe, że kiedyś będę do nich uderzać z jakimś innym filmem. A kino Luna powiedziało, że nie interesuje ich co będziemy puszczać. I na pewno są zadowoleni, bo bilety sprzedały się w dwie godziny. M.K.: Widziałem, jak dziewczyny

NA WSZYSTKIE PIŁY NIE MAM SIŁY - omówienie serii "Piła" (2004-2010)

Gdy w 2004 roku na ekrany kin trafiła " Piła " Jamesa Wana, nikt się nie spodziewał, że film ten da początek legendarnej dziś już serii, przynosząc wytwórni Liosgate ponad 800 milionów dolarów zysku, a jej reżyserowi nada miano nowego króla horroru. Z okazji premiery najnowszej części cyklu – " Piła: Dziedzictwo " postanowiłem przyjrzeć się każdej odsłonie i pokrótce opowiedzieć Wam, czy warto się z nimi zapoznać. Piła (2004) reżyseria: James Wan, scenariusz: Leigh Whannell, James Wan Pierwsza wersja scenariusza " Piły " powstała już w 2001 roku, a sam gotowy film trafić miał pierwotnie wyłącznie na kasety VHS. Zyskał on jednak na tyle przychylne opinie, że otrzymał dystrybucję kinową, a już wkrótce zielone światło dla realizacji sequela. Wszystko zaczyna się w tajemniczej obskurnej łazience, w której budzi się dwójka nieznających się mężczyzn. Nie wiedzą nic o sobie, o tym miejscu, ani o powodzie, dla którego tam trafili. Jedyne, co

ANATOMIA PRAWDY – wywiad z Sebastianem Fabijańskim

Z Sebastianem Fabijańskim rozmawiam wespół z moim niezastąpionym kompanem Jakubem Zawodniakiem podczas 46. Ińskiego Lata Filmowego, tuż po przedpremierowym pokazie Mowy ptaków Xawerego Żuławskiego. Jakub Zawodniak: Chcieliśmy zacząć od tego, że jesteśmy pod wrażeniem amplitudy uczuć, jaką zaprezentowałeś na spotkaniu po filmie. Zwłaszcza że gdy dołączyłeś do Xawerego, wydawałeś się zblazowany, znudzony. Sebastian Fabijański: Chwilę wcześniej spałem w samochodzie. Robimy z Mową ptak ó w sporą tras ę – Warszawa, Zwierzyniec, Gdań sk, I ńsko i zaraz jedziemy dalej, a wszystko w przeciągu w zasadzie półtora dnia. To nie jest wi ęc jakaś nonszalancja, po prostu naprawdę mnie rozłożyło. Takie spotkania nas też kosztują, zawsze jestem wymęczony, bo ludzie oczekują dużo atencji, a to wymaga wysiłku szczególnie ode mnie. A ja jakoś z natury duszą towarzystwa nie jestem. Maciej Karwowski: Ale w kt ó rymś momencie się uruchomiłeś ! To pewnie przez jakieś pytanie. Ono uruch