Z Michałem Tylką,
reżyserem filmu "Fanatyk", rozmawiam po spotkaniu o crowdfundingu,
które odbyło się w Domu Tramwajarza w ramach Jesieni filmowej w Poznaniu 28
listopada 2017 roku.
Maciej Karwowski: Masz
ty w ogóle rozum i godność człowieka?
Michał Tylka: Myślę, że tak.
M.K.: Czemu nie
zekranizować tej pasty?
M.T.: W wakacje miałem pomysł zrobić
spektakl teatralny, który nazywałby się "Dziady, część 2137" (na
początku miał mieć ciąg dalszy "reżyserowana przez Olivera
Frljicia"). Miał się zaczynać fragmentem przeróbki Dziadów i potem ktoś z
widowni by krzyknął "Masz ty rozum i godność człowieka?". I cały
spektakl byłby złożony z różnych past. Pasta jako taki meta-język. Więc być
może. Planujemy coś znacznie większego.
M.K.: To by było
genialne! To, że w ogóle zaczynacie robić serial będący spin-offem
"Fanatyka", że jest też pomysł, żeby zrobić z tego spektakl – to
brzmi jak... potraktowanie bardzo poważnie internetu. Póki co wzbudza to w nas
wszystkich oczywisty śmiech i poczucie żartu, ale to przecież ciekawy kierunek.
M.T.: Może powinno się robić w sztuce
bekę.
M.K.: W gruncie rzeczy
śmieszy nas głównie sam pomysł przeniesienia internetu do mediów, w których
jest niby troszkę poważniej. U Smarzowskiego w "Drogówce" jest scena,
która jest parafrazą memicznego "Andrzeju, nie denerwuj się".
M.T.: Myślę, że internet jest kopalnią
pomysłów. Dlaczego by ich nie wykorzystywać? W zasadzie cały Netflix opiera się
na internecie, nie tylko z tego powodu, że używasz go przez internet. Ale to
jak oni realizują swój marketing, czy pewien research na to, co się sprzeda -
trochę tak było z "House of cards" i połączeniem Davida Finchera z
Kevinem Spaceyem. To bardzo dobry
kierunek, który widać po liczbach.
M.K.: I do tego mają
świetnie prowadzonego facebooka. Nie wiem, jak z amerykańskim, ale polski jest
znakomity. Doskonale wyczuwają, jak ludzie w internecie się komunikują. Ale
pomówmy o tobie – jesteś
legendą! Twój film jest legendą... może też przez to, że to się tak opóźnia
(śmiech). Jak się z tym czujesz? Nie boisz się, że możesz rozczarować ludzi?
M.T.: (śmiech) Chyba dobrze się z tym
czuję, bo nie ukrywam, że wiele włożyłem w ten film. Z decyzją, co powinienem
robić, czekałem strasznie długo. Gdy moi znajomi robili filmy za 2 złote czy za
2 tysiące, bo wymyślali jakiś tam scenariusz, ja cały czas miałem wrażenie, że
najważniejsza decyzja dla filmowca to właśnie to, jaki będzie jego debiut
profesjonalny. W momencie, kiedy przeczytałem tę pastę i dowiedziałem się, jak
bardzo jest znana i kultowa, wiedziałem że ta decyzja może zaważyć na moim
przyszłym życiu. Wiąże się z tym również presja, ale wydaje mi się, że
podeszliśmy do realizacji w mocno oryginalny sposób. Nie zależało mi na tym,
aby robić realistyczne kino, chcieliśmy żeby sposób realizacji odzwierciedlał
moje zainteresowania filmowe – Wes Anderson, Paul Thomas Anderson, kino
bardziej kreacyjne. Sądzę, że udało mi się zrealizować oryginalną wizję, choć
wiadomo że pracując nad filmem trochę tracisz do niego dystans. Wydaje mi się,
że będzie dobrze, że ludziom spodoba taka wersja. Jestem przygotowany na
krytykę i wiem, że ta się pojawi, ale raczej nie będzie sytuacji, która byłaby
diametralnie różna od tego, jak myślę o
tym filmie ja i ludzie, którzy już go widzieli. Ta premiera to będzie coś
głośniejszego niż wszystko, co się do tej pory zdarzyło z tym filmem.
fot. Bartosz Krupa / East News
M.K.: Malcolm XD –
postać anonimowa, tobie już znana osobiście, ale dla świata wciąż zagadkowa.
Czemu się ukrywa? Nie miał problemu z pomysłem ekranizacji? Będzie w napisach
XD?
M.T.: Tak, pojawia się w napisach
końcowych jako współtwórca scenariusza i jako osoba, na podstawie której
opowiadania jest scenariusz. Malcolm był bardzo zainteresowany, żeby film
powstał. A przyczyna, dla której nie chce się ujawnić, jest raczej prozaiczna.
Jest człowiekiem mającym poważny zawód i niespecjalnie chce ją łączyć z czymś
śmieszkowym. To nie motyw zainteresowania Banksym czy Pynchonem. Ale po
"Fanatyku" wydarzą się znacznie większe rzeczy – Malcolm pracuje nad
powieścią, a mamy w planach również wspólne projekty. Stwierdziliśmy, że ten
duet się sprawdził i będziemy dalej pracować razem. Myślę, że się w końcu
ujawni. Trochę ludzi już wie, kto to jest.
M.K.: Powiedziałeś, że
nie chce się ujawnić, bo nie chce być kojarzony z czymś "śmieszkowym"
– czyli traktujesz swój film jako pewien żart. A przecież Piotr Cyrwus w
którymś wywiadzie mówił o "Fanatyku" jak o bardzo poważnym projekcie,
z kolei w uzasadnieniu przy przyznaniu wam finansowania było też powiedziane,
że mówicie o trudnym sprawach w lekki sposób.
M.T.: Myślę, że za dużo ludzi kojarzy ten
film z pastą, a nie ze scenariuszem (który wiadomo że nie jest publicznie
dostępny). Malcolm jest autorem sporej ilości past i część z nich jest mocno
pojechana po bandzie. Aczkolwiek pamiętam, że sam pseudonim powstał w dzień, w
który dostaliśmy dofinansowanie. Zaproponowałem mu, żeby wymyślił jakiś
pseudonim, bo wypadałoby go podpisać jako autora tej pasty. Powiedział mi wtedy
– „tak, już wymyśliłem - Malcolm XD”. Bardzo długo pisał w ogóle jako anonymus,
osoba która wrzuca swoje pasty na Karachanie – to jest prawdziwy brak
autorstwa; tak naprawdę tam się jego styl ukształtował, bo pasty mają to do
siebie, że nieważne kto je pisze, ważna jest ich viralowość. Są w jakiś sposób
przewrotne czy ciekawe – to działa. Anonimowość nie jest konstytucją tej
postaci, ale wytworzyła tę postać, jej styl pisania. To nie jest tworzone,
żebyś to czytał jak Bolesława Prusa, to ma być krótki fajny strzał.
M.K.: Żartobliwość
„Fanatyka” sugeruje obsada – Piotr Cyrwus automatycznie nasuwa skojarzenie z „Klanem”,
Marian Dziędziel stał się jakiś czas temu memem ze względu na tekst „no i chuj,
no i cześć” oraz Dariusz Kowalski, czyli legendarny Janusz Tracz – to z
pewnością nie przypadek. No i przecież był jeszcze pomysł na obsadzenie Lecha
Wałęsy!
M.T.: Pomysł z Wałęsą to już było toczenie
beki. Obserwowaliśmy to, co ludzie mówią i myślą o postaciach z pasty. Pomysł
na obsadzenie Dariusza Kowalskiego zrodził się pod wpływem propozycji ludzi.
Stwierdziłem, że to nie jest żaden afront dla mnie jako reżysera, że ja nie
mogę się inspirować. Zrodził się taki social-feeling, ludzie byli bardzo
zainteresowani tematem, że podrzucali nam dużo propozycji, niektóre oczywiście
były beznadziejne. Z kolei z Piotrem Cyrwusem bardzo chciałem pracować, bo
istotne były dla mnie jego poprzednie role. Pracowałem z nim wcześniej przy
teledysku i już wtedy miałem wrażenie, że chciałbym z nim coś zrobić. On ma tak
wyraźne emploi, takie wręcz toksyczne, że wszystkie jego role, które będzie
miał później będą z tego korzystać – to już zawsze będzie trochę Ryszard
Lubicz. Rodzi się coś fajnego ze świadomością widza kojarzącego go z tej roli.
Że tu gra ojca, ale zupełnie innego. To zaskakuje widza, a o to chodzi. Nie
wyobrażam sobie, żeby ktoś inny mógł zagrać tę postać.
M.K.: Piotr Cyrwus w
jednym wywiadzie przyznał, że „Fanatyk” kojarzy mu się z „Salą samobójców”. Faktycznie
tak pokierowaliście tą historią, że ona ma te wątki chłopaka uzależnionego od
internetu i rodzica, który nie dostrzega
potrzeb dziecka?
M.T.: Trochę tak, ale ten wątek jest
drugim planem. Postać wędkarza przejmuje całe otoczenie i o to w tym filmie
chodzi. Jest egocentrykiem, wręcz egoistą, o innych postaciach poza nim nie
wiemy wiele – matka lubi oglądać telenowele i uczy się hiszpańskiego, syn wiele
czasu spędza przed komputerem, a drugi interesuje się trochę siłownią i
kulturystyką. Ale na nie jest bardzo mało miejsca. Sama ta relacja pokazuje ten
problem, o którym mówisz – już go w większy sposób nie musieliśmy pokazywać. To
próba opowiedzenia o rodzinie, o tym jak się w rodzinie przejmuje pewne cechy i
do czego to prowadzi. Do czego prowadzą wykoślawienia pewnych cech czy
zainteresowań. Najważniejsze są imby starego, ale widzimy dużo – kręciliśmy w
szerokich kątach, pokazujemy dużo tego świata. Zależało mi bardziej, żeby
zbudować pewien świat, niż pokazywać historię, która będzie szła w typowo
filmowy sposób, jak po sznurku.
Parę osób, które już
widziały ten film, mają wrażenie, że ta historia nie ma zakończenia, że kończy
się w sposób cyniczny. Wydaje mi się, że cyniczne też czasami jest opowiadanie
o wielkich rzeczach w 30-minutowym
filmie, żeby wypełnić scenariuszowe elementy, czyli by bohater doszedł do tej
słynnej przemiany, a widz osiągnął katharsis. Ważniejsze dla mnie jest
zbudowanie pewnego świata, będącego nie tylko scenografią, ale także historią –
szklane ryby, meblościanki, wigilia z mordowaniem karpia – to historia tego
kraju.
M.K.: Mówisz o wigilii
i od razu przypomina mi się „Cicha noc”.
M.T.: W konkursie Małopolskiego Studia
Debiutów zwyciężyły trzy osoby – dwóch reżyserów i jedna reżyserka. Jednym
byłem ja, drugim Piotr Domalewski. On zaczął robić pełny metraż, rezygnując z
krótkiego. Ostatnio mu gratulowałem wygranej w Gdyni i mówiłem, że zabawne jest
to, że obaj robimy filmy, które dzieją się w Wigilię. Bardzo jestem ciekaw
„Cichej nocy”, nie widziałem jej jeszcze. Ale raczej jest zupełnie inna od
„Fanatyka”.
M.K.: Tak,
zdecydowanie. Dlaczego w zasadzie zdecydowaliście się na taki tytuł? Przecież
był już „Fanatyk” z Ryanem Goslingiem i raczej nie macie z nim wiele wspólnego.
Nie chcieliście tytułem nakierować widzów na źródło scenariusza?
M.T.: Tytuł chyba się zawsze wymyśla na
samym końcu, gdy gotowy jest scenariusz. Wiem, że był taki film z Ryanem
Goslingiem, ale dla nas naturalne było, żeby tak się nazywał. Nie myślałem o tym
jako błędzie, to dobry tytuł. Poza tym lubię tytuły, które się składają z
jednego słowa. Gdyby to miało się nazywać „Mój stary jest fanatykiem
wędkarstwa”, byłoby cheezy.
M.K.: A jak z
dystrybucją?
M.T.: Planujemy internetową premierę
„Fanatyka” w wigilię na Showmaxie – będzie to dopełnieniem performensu – film
dzieje się w Wigilię, jest Wigilia, ludzie jedzą kolację, później widzą to całe
do niej przygotowanie. Przed Wigilią odbędą się pokazy przedpremierowe dla
osób, które nas wsparły na PolakPotrafi. Planujemy również ograniczoną
dystrybucję kinową; postanowiliśmy zrezygnować z największych festiwali,
stwierdziliśmy że ten film narodził się w internecie i powinien tam trafić jak
najszybciej. Chcę, żeby ludzie, którzy żyją tą historią cały rok, mogli go
zobaczyć od razu. Żeby w Wigilię obejrzało go jak najwięcej osób.
M.K.: A jak z kinami?
M.T.: Myślę, że w styczniu rozpoczniemy
ograniczoną dystrybucję, „Fanatyk” pojawiłby się z dwoma innymi filmami tworząc
75-minutowy blok. Wszystko jest w trakcie rozmów.
Wywiad autoryzowany. Spotkanie odbyło się w ramach inicjatywy Jesień filmowa w Poznaniu.
Zdjęcie użyte w wywiadzie zostało wykonane przez Bartosza Krupę podczas warszawskiej konferencji filmu "Fanatyk" 20.12.2017.
Komentarze
Prześlij komentarz