W kwietniu 2012 roku, gdy byłem
stałym bywalcem kaliskich kin, natknąłem się w ofercie tamtejszego Centrum
Kultury na nieznane mi dotąd wydarzenie spod szyldu Short Waves. Pamiętam
doskonale całkiem ciekawe zestawienie kilku krótkometrażówek, wśród których
znalazły się między innymi teledyski - Fisza czy Moniki Brodki. Wszyscy
widzowie otrzymali po pokazie karty do głosowania i mogli zadecydować o
zwycięzcy. Wówczas nawet nie zainteresowałem się tym, kto finalnie wygrał. W 2016 roku, gdy Poznań stał się
polem moich działań, nie mogę już nie wiedzieć co to za impreza i nie mogło
mnie również na niej zabraknąć. Zgłosiłem się po akredytację i tym sposobem
Short Waves Festival stał się kolejnym festiwalem na liście moich filmowych
doświadczeń oraz, co chyba nie dziwne, kolejnym ulubionym.
Jak sama nazwa wskazuje jest to
festiwal krótkiego metrażu; w tym roku trwał 6 dni, wszystkie filmy zostały
zgrupowane w odpowiednich blokach - Krajowa Siódemka, Hot shorts, Friday night shorts, Art
shorts, Sound shorts, Oscar nomineted shorts, Midnight shorts, Poznań Open,
Polish Wave, Dances with camera, Od morza do morza czy SWF Familijnie. Poza w/w
blokami, na które składało się po parę od kilku do kilkudziesięciominutowych
filmów, organizatorzy zapewnili swoim widzom dodatkowe atrakcje - warsztaty
(filmowania 360 i projektowania plakatu filmowego), panele dyskusyjne, sety
dj-skie oraz dwa wydarzenia, z których jedno (Random Home Cinema) jest już
jakby wizytówką Short Wavesów, natomiast drugie (Kino Fusion) bardzo
prawdopodobne, że się nią stanie.
Trudno mi stwierdzić ile w sumie osób
przewinęło się w ciągu tych 6 dni przez wszystkie festiwalowe miejsca - CK Zamek,
Kino Muza, Kino Rialto, Centrum Amarant, Klub Dragon, Perfex, LAS, Projekt LAB,
Concordia Design, School of Form, Hotel Puro, Studio Słodownia i Nobel Tower. Jednak
na większości pokazów, na jakich dane mi było się znaleźć, sale były
przepełnione. Ale, co ciekawe, rzędy przeznaczone dla mediów, każdorazowo
odznaczały się raczej wysepkowym zaludnieniem. Dziwiło mnie również, że przy
odbiorze wejściówek ani razu nie zdarzyło mi się, bym trafił na brak biletu.
Czyżby Short Waves cieszył się dużym zainteresowaniem jedynie wśród zwykłych
widzów, a już nie mediów? Raczej na brak zainteresowania festiwal Szymona
Stemplewskiego narzekać nie powinien; najwidoczniej lwia część dziennikarzy
wybrała się jedynie na pokazy konkursowe, od których ja - całkowicie przez przypadek
- stroniłem. Stroniłem na tyle skutecznie, że z nagrodzonych pozycji dane mi
było zobaczyć jedynie "Obiekt" Pauliny Skibińskiej.
Planując każdy dzień brałem pod uwagę
raczej to, co prawdopodobnie mi się spodoba, a nie to, co winienem zobaczyć jako
przedstawiciel mediów. Nie wiem na ile była to dobra strategia, bo tym sposobem
nic nie mogę powiedzieć chociażby o Dances with camera czy Poznań Open, jednak
na brak doznań zdecydowanie nie narzekałem. Każdego dnia udało mi się natrafić
na co najmniej jedną pozycję godną polecenia. Wśród tych wysoko przeze mnie ocenianych
znalazły się dwie znane mi już z festiwalu Kamera Akcja w Łodzi (animowany "Dokument"
Marcina Podolca i aktorska "Ameryka" Aleksandry Terpińskiej),
teledysk stylizowany na 8-bitową grę słowackiej piosenkarki Jany Kirschner "Duch mesta"
autorstwa Veroniki Kocourkovej, animowane
poklatkowo węgierski "Rabbit and deer" Petera Vacza i polska "Umowa"
Ewy Smyk oraz brytyjskie słodko-gorzki obraz "We're having sex".
To tylko mała część z tego, co zobaczyłem i niecała połowa listy moich rekomendacji.
O pozostałych pomówię w materiale wideo na kanale, gdzie poza myślnikowym
wymienieniem, postaram się je nieco Wam przybliżyć.
Jak wspomniałem, festiwal to nie
tylko filmy. Niestety niewiele mogę powiedzieć o imprezach towarzyszących, bo
na wspomniane warsztaty nie udało mi się dostać, na tzw. Krótkie Melanże było mi
nie po drodze, a o urokach Random Home Cinema czy Kino Fusion mogłem słyszeć
jedynie od Marka Bochniarza. Poza oczywistymi urokami poruszania się w
przestrzeni kinowej przed i po seansach, udało mi się skorzystać jedynie z Short
Talku prowadzonego przez Kaję Klimek o wideoesejach, konsultacji społecznych
dotyczących rozwoju filmowego Poznania oraz setu dj-skiego Wosk Sound System.
Pierwsze z wydarzeń było przeprowadzoną w dość
skromnym gronie prezentacją nowej formy mówienia o kinie. Kaja Klimek,
zafascynowana kulturą internetową, ukazała uczestnikom panelu w jak prosty, a
jednocześnie atrakcyjny sposób można mówić dziś o kinie, częstokroć nie używając
do tego celu ani jednego słowa. Wyświetliła kilka przykładowych prac i
zaanonsowała, że będzie się starać o włączenie takiej formy działalności do
przyszłorocznej ramówki festiwalu, tworząc dla nich osobny blok
Konsultacje społeczne zgromadziły
większą publikę, czemu raczej nie ma co się dziwić, bo sama forma spotkania
tego wymagała, a i zaproszonych gości było kilku, reprezentujących różne
dziedziny filmowego Poznania - Marcin Kostaszuk, Michał Gramacki, Marcin
Adamczak, Szymon Stemplewski. Rozprawiali oni o tym, co należy uczynić w
mieście, by stało się jaśniejszym punktem na filmowej mapie Polski. Panel nie
dał gotowych odpowiedzi, stanowił jednak istotny początek w dyskusji, której
oficjalną kontynuacją będzie spotkanie 12 kwietnia w Urzędzie miasta.
Set dj-ski, jaki zaserwował przybyłym
Wosk Sound System w Centrum Amarant był ostatnim z wydarzeń festiwalu. Miłe dla
ucha i nóg dźwięki puszczane z czarnych płyt stanowiły niezwykle zacne tło dla
rozmów przy piwie i godne pożegnanie z Short Waves Festival. Udany był to
tydzień, ciekawa propozycja na spędzenie wieczorów, prezentacja godnej reprezentacji
krótkiego metrażu. Choć festiwal nie zmienił mojego podejścia i nadal nie pałam
wielką sympatią do tak zwięzłych form kinematograficznych, to cieszę się, że
dane mi było zapoznać się z tymi propozycjami. Zobaczyłem kilkanaście naprawdę
wartościowych produkcji, a to zawsze będzie dla mnie najważniejsze.
Komentarze
Prześlij komentarz