Nie interesuje mnie polityka. Nie
uwzględniam w mojej opinii przeleżenia tego filmu pięciu lat w stanie
wstrzymania, tego że powstał pod patronatem prezydentów Lecha Kaczyńskiego i
Andrzeja Dudy. Ani tego, że został zadedykowany kilku osobom, wśród których
figuruje pierwsza ze wspomnianym głów naszego kraju. Nawet tego, że reżyser
kandydował do sejmu z listy PiSu. Nie powinno mieć to nic wspólnego z treścią
filmu, więc dla mnie nie ma.
Kim są żołnierze wyklęci, kim był i
co zrobił Mieczysław Dziemieszkiewisz, pseud. Rój, nie mam zamiaru tłumaczyć.
Kto wie, ten wie; kto chce się dowiedzieć, ten i tak doczyta. Czuję się w tej
materii nazbyt niekompetentny by komukolwiek móc to wyjaśniać, bo a nuż palnę
jakąś głupotę i narażę się tym samym na cięgi internetu. Należę do pokolenia,
którego wiedza historyczna nie jest pokaźna, a edukacja szkolna zdecydowanie
niewystarczająca. Toteż przed seansem czułem potrzebę doczytania i liczyłem na
to, że to z filmu uda mi się dowiedzieć nowych i ciekawych rzeczy na temat
historii Polski, a zwłaszcza tego krótkiego jej epizodu.
Niestety "Historia Roja"
posiada bardzo podobny syndrom co "Wałęsa" Andrzeja Wajdy. Nie
edukuje, a jedynie pokazuje. Stanowi zbitek scen, które bez odpowiedniej
ekspozycji nie są w stanie widzowi zbyt wiele powiedzieć. Tyle, że
"Wałęsa" wyświetlał obrazy ikoniczne, sceny których nie sposób nie
znać, więc i zorientować się w takim pokazie slajdów było łatwiej. W przypadku
"Roja" dla osoby dobrze zaznajomionej z tematem powstały chaos będzie
jawił się najpewniej jako mniejszy, jednak nie przekreśli go całkowicie. Dla
osób, które jak ja poszły do kina by się czegoś dowiedzieć, będzie to katorga.
Przedstawianym wydarzeniom brak odpowiedniego komentarza, sceny przechodzą w
siebie bez konkretnej ciągłości, przez co trudno je śledzić z zainteresowaniem;
nie ma tam też rozpoznawalnych bohaterów, którym można by kibicować, są jedynie
całkiem obiecujący aktorzy starający się tchnąć w swe kipiące od patriotycznych
uniesień słowa choć krztę prawdy. Niestety nadaremno, dialogi nie ratują
absolutnie niczego, a jedynie utwierdzają widza w przekonaniu, iż jedynym celem
twórców było upamiętnienie postaci Roja i przetarcie szlaków w podjęciu tematu
żołnierzy wyklętych w kinie fabularnym. Zalewskiemu ewidentnie brak reżyserskiej
biegłości i scenopisarskiego drygu. Obie te funkcje spełnił miernie i jedyne za
co naprawdę należy mu się pochwała, to
wytrwałość. Mimo przeciwności losu dopiął swego i, jaki by jego film nie
był, ukończył go i uzyskał kinową dystrybucję, za co należy mu się podziw.
Historia powstawania filmu jawi się jako naprawdę złożona i interesująca, na
tyle, że śmiało można by o niej nakręcić osobny film. Z chęcią bym taki
obejrzał; pod warunkiem, że jego reżyserem by nie był Jerzy Zalewski.
Nie chciałbym jednak forsować tezy,
że "Historia Roja" jest filmem najgorszego sortu i zdecydowanie nie
zamierzam umieszczać go na samym dole skali, jak to zrobili chociażby
Sfilmowani. Widziałem wiele gorszych tworów i uważam, że ten, jak to zgrabnie
ujął w swym tekście Michał Olszewski "największy półkownik III RP"
nie zasługuje na całkowite zmieszanie z błotem. Mimo całej swej niezdarności i
rozbuchania, paskudnych postsynchronów i dubbingu co najmniej jednej postaci, chaotycznego
scenariusza i odrealnionych, patetycznych dialogów, zdecydowanie za długiego
metrażu oraz braku zasadności powstania tej produkcji w jej finalnym kształcie,
"Historia Roja" ma swoją niezaprzeczalną wartość. I nie chodzi mi
nawet o bardzo przyzwoicie zrealizowane sceny walk. Otóż, po seansie poza mną
na sali zostały trzy osoby, panowie w mundurach z grupy rekonstrukcyjnej. Przed
filmem wręczali z uśmiechem przybyłym widzom ulotki kinowe. Podczas napisów
stali wpatrując się w ekran, szukając wzrokiem nazwy swej grupy. Gdy wreszcie
na nią trafili, aż zakrzyknęli z zadowolenia, po czym opuścili salę śmiejąc się
i rozmawiając. Im ten film jest potrzebny. Wszystkim, którzy brali udział w
jego tworzeniu. I wszystkim pragnącym upamiętnienia Roja, którym taka forma odpowiada.
Dla nich jest to pozycja wręcz obowiązkowa, na seanse szkolne natomiast -
bardzo marny pomysł. Znacznie lepiej by było przeorganizować plan nauczania tak
by lekcje historii z powojnia do współczesności obejmowały więcej niż 45 minut.
2/10
2/10
Komentarze
Prześlij komentarz