Przejdź do głównej zawartości

CHŁOPIEC Z GITARĄ - RECENZJA FILMU "GOTOWI NA WSZYSTKO. EXTERMINATOR"


W 2013 na rynku wydawniczym pojawiła się powieść Przemysława Jurka "Kochanowo i okolice". Szybko zainteresował się nią teatr i jeszcze w tym samym roku warszawski Teatr Dramatyczny wystawił "Exterminatora" z Pawłem Domagałą w roli głównej. Najwidoczniej musiał okazać się wielkim sukcesem, bowiem grany jest tam do dziś, a do kin właśnie trafiła jego filmowa wersja.

Jest to historia grupy przyjaciół, którzy w młodości założyli zespół death-metalowy – tytułowy Exterminator – i już mieli zawojować świat, gdy coś poszło nie tak i po świetlanej przyszłości pozostało jedynie poczucie niespełnienia. Ich ścieżki się rozeszły, a życie zmieniło. Jednak, gdy po latach splot okoliczności stworzy szansę na powrót do nastoletnich marzeń, trudno im będzie odmówić sobie przyjemności ponownego sięgnięcia po instrumenty.

Z dostępnych mi informacji wynika, że jedyną osobą łączącą spektakl z wersją kinową jest Paweł Domagała. W pozostałych członków bandu w filmie wcielają się Piotr Żurawski, Krzysztof Czeczot oraz Piotr Rogucki. Należy przyznać, że był to znakomity wybór ­– na tego pierwszego miło się patrzy po całkiem udanym "Kebabie i horoskopie", długowłosemu Czeczotowi udało się w końcu zmazać przykre wrażenia po żenującej roli w "Pitbullu", a lider Comy bardzo pozytywnie mnie zaskoczył kreacją oderwanego od rzeczywistości dziwaka. Do tego Eryk Lubos zalicza tu najzabawniejszy epizod w karierze, a pojawiający się również jedynie na chwilę Krzysztof Kiersznowski i Janusz Chabior doskonale uzupełniają barwny świat przedstawiony.

Znacznie gorzej niestety sprawa się ma z Agnieszką Więdłochą i Aleksandrą Hamkało. Na barkach tych dwóch niezwykle urodziwych i zdolnych pań złożony został cały ciężar wątków romantycznych (które rzecz jasna nie są wiodącymi, co mylnie sugeruje zwiastun), tyle że oba z nich posiadają braki scenariuszowe. Zwłaszcza drugi, który w ogóle trudno nazwać romantycznym, jest w filmie w sumie w całości niepotrzebny, a do tego Hamkało w każdej scenie zagrywa się aż przykro patrzeć. Choć nie chciałbym winić jedynie aktorki, bo cenię ją z poprzednich ról, to muszę przyznać, że w "Gotowych na wszystko" zwyczajnie irytowała. Na szczęście nie miłostki są tu najważniejsze.

Bazując na nieskomplikowanej historii o reaktywacji zespołu reżyser Michał Rogalski (wg scenariusza, który napisał wespół z autorem powieści) stara się opowiedzieć o zderzeniu marzeń z rzeczywistością, walce z niedojrzałością, niełatwej męskiej przyjaźni, sztuce pójścia na kompromis czy kodeksie etycznym artysty. A znajdziemy tam dodatkowo kilka obserwacji na temat wiejskiego "festyniarstwa", problemu stanu kultury w małych miasteczkach czy szemranych interesów związanych z dofinansowaniami z Unii Europejskiej. Sporo? Jak na komedię to aż niewiarygodny przepych. W ostatnich latach w Polsce w zasadzie nie było w tym gatunku filmu, który miałby ambicje stania się czymś więcej niż przerwą między chrupnięciami popcornu a siorbnięciami coli (jedynie zeszłoroczny "Po prostu przyjaźń" jakkolwiek starał się to osiągnąć, niestety zaprzepaszczając przy tym cały humor), więc tym bardziej należy docenić starania "Gotowych na wszystko", choć do bycia dziełem w pełni godnym polecenia trochę mu zabrakło.

Jako, że wszystko u Rogalskiego kręci się wokół muzyki, usłyszymy tam wiele piosenek. I dopóki stanowią one jedynie puszczone z offu tło, wszystko będzie w jak najlepszym porządku. Tempo jest dobre, humor przedni, a historię śledzi się z zainteresowaniem. Jednak w momencie, gdy Exterminator rozpocznie koncertowanie, wszystko powoli zacznie się sypać. I bynajmniej nie chodzi mi o aranżacje – te są przednie i tylko wypatrywać soundtracku w sklepach. Problem tkwi w scenariuszu, który nie radzi sobie z wypełnieniem przerw między kolejnymi występami zespołu, oferując jedynie zapychacz w postaci wątku Hamkało oraz powtórzenie konfliktu między przyjaciółmi, który przecież widzieliśmy już paręnaście minut wcześniej. Dałoby się to jeszcze uratować zręcznym finałem, jednak twórcy postawili na banał i to zamykający wątki w raczej symboliczny sposób. Choć muzycznie przyjemniejsze dla ucha, to stanowi większy cios niż bezczeszczące klasyk Marka Grechuty zakończenie "Planety singli".

Mimo niedoskonałości, "Gotowych na wszystko" ogląda się naprawdę przyjemnie – trudno mi sobie przypomnieć, kiedy ostatnio tak się śmiałem na polskiej komedii. Michał Rogalski po nudnym "Letnim przesileniu" stworzył do pewnego stopnia realnie udany film. Znakomicie obsadzeni aktorzy doskonale wyczuli ton produkcji, liczne piosenki wpadają ucho i robią wrażenie rozpiętością repertuarową (usłyszymy tu Papa Dance, Kombii, Bajm, Piaska, ale także Lady Pank, Andrzeja Zauchę, Hey, TSA, a nawet Motorhead), a mistrzowskie zdjęcia Kacpra Fertacza przeniosą nas w bardzo kontrastowy i pełen życia retro-świat zawieszonego w czasie małego miasteczka z blokowiskiem z wielkiej płyty, gdzie nocami gra się na Amidze. Chociażby dla kadrów tego uzdolnionego operatora ("Hardkor disco", "Ostatnia rodzina") warto wybrać się do kina. Gwarantuję, że wyjdziecie przynajmniej trochę w lepszym nastroju niż przyszliście. Polska komedia dojrzewa później, ale czasem warto na nią poczekać.

6/10

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Do czego pijesz? - wywiad z WuWuniem

Z Marcinem Sprusińskim, znanym szerzej jako WuWunio, rozmawiam po kinowej premierze jego filmu " Potwór z Doliny Trzech Spawów ". Maciej Karwowski: Inaczej niż w przypadku poprzedniego filmu, premierę " Potwora... " zorganizowaliście w kinie. Informując na Facebooku o wyprzedanych biletach wspomniałeś, że przed Luną były kina, które Wam odmówiły.   Które konkretnie? Marcin Sprusiński: Chciałem się dogadać z dużymi sieciami, żeby w każdym mieście w Polsce film ten poleciał raz, na przykład w czwartek o 18:00. Bez zysku dla mnie – po prostu by ludzie w różnych miejscach kraju mogli zobaczyć to na dużym ekranie. Ale jak usłyszeli, że to jakiś film z Bonusem BGC i resztą - odmówili. Nie chciałbym raczej wymieniać nazw, bo możliwe, że kiedyś będę do nich uderzać z jakimś innym filmem. A kino Luna powiedziało, że nie interesuje ich co będziemy puszczać. I na pewno są zadowoleni, bo bilety sprzedały się w dwie godziny. M.K.: Widziałem, jak dziewczyny

NA WSZYSTKIE PIŁY NIE MAM SIŁY - omówienie serii "Piła" (2004-2010)

Gdy w 2004 roku na ekrany kin trafiła " Piła " Jamesa Wana, nikt się nie spodziewał, że film ten da początek legendarnej dziś już serii, przynosząc wytwórni Liosgate ponad 800 milionów dolarów zysku, a jej reżyserowi nada miano nowego króla horroru. Z okazji premiery najnowszej części cyklu – " Piła: Dziedzictwo " postanowiłem przyjrzeć się każdej odsłonie i pokrótce opowiedzieć Wam, czy warto się z nimi zapoznać. Piła (2004) reżyseria: James Wan, scenariusz: Leigh Whannell, James Wan Pierwsza wersja scenariusza " Piły " powstała już w 2001 roku, a sam gotowy film trafić miał pierwotnie wyłącznie na kasety VHS. Zyskał on jednak na tyle przychylne opinie, że otrzymał dystrybucję kinową, a już wkrótce zielone światło dla realizacji sequela. Wszystko zaczyna się w tajemniczej obskurnej łazience, w której budzi się dwójka nieznających się mężczyzn. Nie wiedzą nic o sobie, o tym miejscu, ani o powodzie, dla którego tam trafili. Jedyne, co

ANATOMIA PRAWDY – wywiad z Sebastianem Fabijańskim

Z Sebastianem Fabijańskim rozmawiam wespół z moim niezastąpionym kompanem Jakubem Zawodniakiem podczas 46. Ińskiego Lata Filmowego, tuż po przedpremierowym pokazie Mowy ptaków Xawerego Żuławskiego. Jakub Zawodniak: Chcieliśmy zacząć od tego, że jesteśmy pod wrażeniem amplitudy uczuć, jaką zaprezentowałeś na spotkaniu po filmie. Zwłaszcza że gdy dołączyłeś do Xawerego, wydawałeś się zblazowany, znudzony. Sebastian Fabijański: Chwilę wcześniej spałem w samochodzie. Robimy z Mową ptak ó w sporą tras ę – Warszawa, Zwierzyniec, Gdań sk, I ńsko i zaraz jedziemy dalej, a wszystko w przeciągu w zasadzie półtora dnia. To nie jest wi ęc jakaś nonszalancja, po prostu naprawdę mnie rozłożyło. Takie spotkania nas też kosztują, zawsze jestem wymęczony, bo ludzie oczekują dużo atencji, a to wymaga wysiłku szczególnie ode mnie. A ja jakoś z natury duszą towarzystwa nie jestem. Maciej Karwowski: Ale w kt ó rymś momencie się uruchomiłeś ! To pewnie przez jakieś pytanie. Ono uruch