Przejdź do głównej zawartości

"Kamper" RECENZJA

Gdy dotarły do mnie pierwsze informacje na temat "Kampera", wezbrało we mnie zainteresowanie. Niewiele później pojawił się teledysk do "Co jest ze mną nie tak?" Pezeta i już wiedziałem, że seansu tego filmu nie mogę sobie odpuścić. Oto obiecywano mi coś na kształt ukochanego przeze mnie węgierskiego "Sensu życia oraz jego braku", czyli lekką komedię ze zgrabnie poprowadzonymi wątkami dramatycznymi, portret pokolenia niewiele starszego ode mnie, ludzi którzy nie mogą odnaleźć się w otaczającej rzeczywistości, którzy nie potrafią wziąć się w garść i pozwalają życiu przelatywać im przez palce.

Pokaz, na którym finalnie obejrzałem film Łukasza Grzegorzka, odbywał się w ramach Nic się tu nie dzieje w Poznaniu i połączony był ze spotkaniem z reżyserem oraz jednym z aktorów. Myślałem, że będzie to świetną okazją do pogratulowania twórcom udanych efektów pracy, możliwością dowiedzenia się czegoś więcej na temat produkcji i być może nagrania jakiegoś wstępniaka do mojej recenzji wideo. Niestety po tym, co zobaczyłem, zdecydowanie nie miałem czego gratulować, a głupio by mi było prosić o nagranie wstępu do nieprzychylnej recenzji. Tym sposobem bardzo rozczarowany wyszedłem z kina, a za recenzję, i to w formie pisemnej, biorę się dopiero teraz. 

"Kamper" z "Sensem życia..." ma w zasadzie tylko dwie wspólne cechy - oba to debiuty i oba w jakiś sposób nawiązują do życiorysów autorów. Tyle, że film Gábora Reisza jest przemyślaną wypowiedzią na konkretne tematy, zbiorem ciekawych, dających się lubić postaci, niegłupich refleksji i specyficznego humoru, któremu nie sposób się oprzeć. Natomiast "Kamper" stanowi jakby przeciwieństwo - jest chaotyczny, nieprzemyślany, nic nie wnoszący, a do tego wszystko opiera na postaciach, których nie tylko nie da się polubić, ale nawet trudno się nimi jakkolwiek przejąć. "Kamper" bowiem wykłada się na podstawach - ekspozycji. Od samego początku seansu dręczyło mnie wiele pytań - kim są bohaterowie? kim są dla siebie? co robią w życiu? na czym polega ich problem? na przestrzeni jakiego czasu rozgrywa się akcja? itp. itd. Niestety do samego końca nie udało mi się znaleźć odpowiedzi na wszystkie, a i te, które otrzymałem, zdają się być wielce niesatysfakcjonujące.

Czym innym jest wszakże operowanie niedopowiedzeniami, pozostawanie w sferze domysłów i tajemnic, a czym innym najzwyklejsze nieustalenie podstawowych faktów. Nie wiedząc praktycznie nic o bohaterach, nie jestem w stanie ich polubić, zżyć się z nimi, a bez tego niemożliwe jest śledzenie ich historii oraz przejęcie się ich zmartwieniami. Zwłaszcza, że nie mam najmniejszego pojęcia na czym polegał ich problem. Z teledysku Pezeta wynikało, że główny bohater całe dnie spędza na kanapie, marnując życie, a dramat zawiąże jego partnerka zarzucająca mu nieróbstwo, grożąca przy tym rozstaniem. I cały film będziemy obserwować jego stopniową przemianę w coraz bardziej określonego i zaangażowanego w związek i życie mężczyznę. Tymczasem sprawy mają się zupełnie inaczej, przez co nie sposób nie poczuć się oszukanym.

Całą akcję, jeśli może być o niej w ogóle mowa, napędza zdrada rodem z "Obietnicy" Anny Kazejak, ale nie popycha jej do przodu już później nic. Cały film to niezgrabny zlepek bezbarwnych, ewidentnie częściowo improwizowanych scenek dialogowych, poprzeplatanych graniem w gry i próbami wprowadzenia w ten lichy dramat elementów komediowych. Te, na całe szczęście, wypadają już nie tak źle, a postać Carlosa (Bartłomiej Świderski), na której opiera się praktycznie cała ta warstwa, jest w swej roli bardzo przekonujący i pocieszny. Zażenowanie poczułem jedynie w scenie, gdy razem z postacią Żurawskiego oglądamy telewizyjne show stylizowane na "Hell's Kitchen" Gordona Ramsaya, w którym to początkujący kucharze lawirują między patelniami z przegrzebkami pod komendą samego Jacka Braciaka. A wśród nich Piotrek Ogiński, tym razem wyjątkowo nie wymiotujący. Niepotrzebne to zupełnie, a jedynie każące mi się zastanawiać, ilu youtube'erów w najbliższych latach przyjdzie mi oglądać w filmach kinowych."Kamper" może być początkiem takiej tendencji, wszakże demowskie "ogarnij się" jest głównym sloganem filmu.

Debiut Grzegorzka to niestety zmarnowana szansa. Wydaje mi się, że brakuje w naszym kraju udanych filmów o młodych ludziach i bardzo żałuję, że kolejna próba podjęcia tego temu skończyła się fiaskiem. Choć wielu osobom film się przecież podobał, to ja pozostanę w gronie tych, którzy co rusz puszczają sobie teledysk Pezeta i tak jak Żurawski niezgrabnie tańczą, próbując wytrząsnąć z siebie trudy i znoje życia pozbawionego wiedzy, gdzie kupuje się kołdrę.   

2/10

Komentarze

  1. CINEMAcieju,
    Muszę przyznać, że recenzja jest bardzo dobra. Jednak nasuwa mi się pytanie - na ile w ocenie normatywnej liczy się nastawienie przed seansem? "Kamper" spotkał się (w każdym razie wśród moich znajomych) z wyjątkowo przychylnym nastawieniem. Różnica była ta, że oni na film wybrali się z przekonaniem, że nie będzie to absolutnie nic dobrego.
    Pozdrawiam,
    ja

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. sądzę, że przy poprzedzonej analizą ocenie nastawienie nie gra kluczowej roli, jednak takową pełni jeszcze podczas seansu. tym sposobem byłem w stanie dobrze się bawić przy w gruncie rzeczy średnich "Legionie samobójców" czy "Warcrafcie", a cierpiałem podwójnie (potrójnie, a nawet poczwórnie!) przy takim "Deadpoolu".

      Usuń
  2. Bardzo fajnie napisany artykuł. Jestem pod wrażeniem.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Do czego pijesz? - wywiad z WuWuniem

Z Marcinem Sprusińskim, znanym szerzej jako WuWunio, rozmawiam po kinowej premierze jego filmu " Potwór z Doliny Trzech Spawów ". Maciej Karwowski: Inaczej niż w przypadku poprzedniego filmu, premierę " Potwora... " zorganizowaliście w kinie. Informując na Facebooku o wyprzedanych biletach wspomniałeś, że przed Luną były kina, które Wam odmówiły.   Które konkretnie? Marcin Sprusiński: Chciałem się dogadać z dużymi sieciami, żeby w każdym mieście w Polsce film ten poleciał raz, na przykład w czwartek o 18:00. Bez zysku dla mnie – po prostu by ludzie w różnych miejscach kraju mogli zobaczyć to na dużym ekranie. Ale jak usłyszeli, że to jakiś film z Bonusem BGC i resztą - odmówili. Nie chciałbym raczej wymieniać nazw, bo możliwe, że kiedyś będę do nich uderzać z jakimś innym filmem. A kino Luna powiedziało, że nie interesuje ich co będziemy puszczać. I na pewno są zadowoleni, bo bilety sprzedały się w dwie godziny. M.K.: Widziałem, jak dziewczyny

NA WSZYSTKIE PIŁY NIE MAM SIŁY - omówienie serii "Piła" (2004-2010)

Gdy w 2004 roku na ekrany kin trafiła " Piła " Jamesa Wana, nikt się nie spodziewał, że film ten da początek legendarnej dziś już serii, przynosząc wytwórni Liosgate ponad 800 milionów dolarów zysku, a jej reżyserowi nada miano nowego króla horroru. Z okazji premiery najnowszej części cyklu – " Piła: Dziedzictwo " postanowiłem przyjrzeć się każdej odsłonie i pokrótce opowiedzieć Wam, czy warto się z nimi zapoznać. Piła (2004) reżyseria: James Wan, scenariusz: Leigh Whannell, James Wan Pierwsza wersja scenariusza " Piły " powstała już w 2001 roku, a sam gotowy film trafić miał pierwotnie wyłącznie na kasety VHS. Zyskał on jednak na tyle przychylne opinie, że otrzymał dystrybucję kinową, a już wkrótce zielone światło dla realizacji sequela. Wszystko zaczyna się w tajemniczej obskurnej łazience, w której budzi się dwójka nieznających się mężczyzn. Nie wiedzą nic o sobie, o tym miejscu, ani o powodzie, dla którego tam trafili. Jedyne, co

ANATOMIA PRAWDY – wywiad z Sebastianem Fabijańskim

Z Sebastianem Fabijańskim rozmawiam wespół z moim niezastąpionym kompanem Jakubem Zawodniakiem podczas 46. Ińskiego Lata Filmowego, tuż po przedpremierowym pokazie Mowy ptaków Xawerego Żuławskiego. Jakub Zawodniak: Chcieliśmy zacząć od tego, że jesteśmy pod wrażeniem amplitudy uczuć, jaką zaprezentowałeś na spotkaniu po filmie. Zwłaszcza że gdy dołączyłeś do Xawerego, wydawałeś się zblazowany, znudzony. Sebastian Fabijański: Chwilę wcześniej spałem w samochodzie. Robimy z Mową ptak ó w sporą tras ę – Warszawa, Zwierzyniec, Gdań sk, I ńsko i zaraz jedziemy dalej, a wszystko w przeciągu w zasadzie półtora dnia. To nie jest wi ęc jakaś nonszalancja, po prostu naprawdę mnie rozłożyło. Takie spotkania nas też kosztują, zawsze jestem wymęczony, bo ludzie oczekują dużo atencji, a to wymaga wysiłku szczególnie ode mnie. A ja jakoś z natury duszą towarzystwa nie jestem. Maciej Karwowski: Ale w kt ó rymś momencie się uruchomiłeś ! To pewnie przez jakieś pytanie. Ono uruch