Przejdź do głównej zawartości

Baba z wozu, koniom lżej – recenzja filmu "SAMIEC ALFA"

 


Na ilu kursach bycia męskim mężczyzną w życiu byliście? Na żadnym? Hmmm... To tak samo jak ja. Kurde, może popełniamy życiowy błąd? Niedokształceni tkwimy w swoich dysfunkcjach, skazując siebie i innych na nieszczęścia, a w rzeczywistości proste rozwiązanie jest na wyciągnięcie ręki? Może wszyscy winniśmy zapisać się na taki przyspieszony kursik i cyk, za kilka czy kilkanaście stówek na nowo poznalibyśmy swoje jedyne prawidłowe miejsce w społeczeństwie i jego podstawowej komórce, dzięki czemu żyłoby nam się dostatniej? Piszecie się na to? Ja też muszę się jeszcze zastanowić, ale ulotkę proszę zostawić w skrzynce, odezwiemy się.

W podobnym czasie i miejscu w swoim życiu, pozbawionym magicznych kursów samorozwoju i samczego mentorstwa tkwi Piotrek, główny bohater filmu "Samiec Alfa". Chłopak to może i mało lotny, ale ewidentnie zadowolony ze swojego położenia. Na drodze do pełni szczęścia jego oraz jego partnerki stoi tylko kwestia nałogu tytoniowego. Żeby nie borykać się z problemem rodem z piosenki Princess Chelsea, Piotrek udaje się na kurs mający mu pomóc w tym zakresie. Świat okazuje się mieć jednak dla niego inne plany i trafia on do miejsca, z którego wyjdzie odmieniony najpewniej w zupełnie innym zakresie. Tak, dobrze się domyślacie, chodzi o kurs bycia samcem alfa.

Bohater nieświadom nadciągającego emocjonalnego sztormu, wpada w wir jaskrawych postaci, na czele z charyzmatycznym prowadzącym o błyskotliwym pseudonimie Lider, i będzie musiał poszukać odpowiedzi na niełatwe pytania dotyczące swojego związku. Podróż ta nie będzie jednak zaplanowana jako długa, jako że coach kursantom wyjaśnienia klarownie rozpisuje markerem na tablicy, a jako powód wszelkich ich niepowodzeń jasno i bezdyskusyjnie wskazuje... a jakże... kobiety.


 

"Samiec Alfa" to pierwszy pełnometrażowy film rodzeństwa, Katii i Igora Priwieziencew. Katia już co prawda debiutowała na dużym ekranie w 2015 roku filmem "Hel" (współreżyserowanym przez Pawła Tarasiewicza), jednak w duecie z bratem daje się poznać szerszej publice dopiero teraz. "Samiec..." jest rozwinięciem ich etiudy z 2018 roku pod tytułem "Leader" i, co ciekawe, w obu produkcjach rolę coacha gra Mirosław Haniszewski.

Film ten to satyra na manosferę, której chyba najlepszym zobrazowaniem są właśnie wspomniane powyżej kursy, mające teoretycznie pomóc mężczyznom w kryzysach, z jakimi ci się zmagają, a w praktyce podsuwając im gotowe rozwiązania, każdorazowo szukające problemu wszędzie tylko nie w samych zainteresowanych. Choć dystrybutor określa tytuł ten jako czarną komedię, powodów do śmiechu znajdziemy tu raczej nie za wiele. To mało skomplikowana fabularnie historia oparta na dialogach, która częściej nas zaniepokoi niźli rozśmieszy. Zwłaszcza tych, którym obszerne youtubowe materiały na ten temat Dominika Bosa czy Gargamela są obce. Jeśli ich nie widzieliście, zalecam seans, myślę że pozycje te zgrabnie się uzupełniają.

Jestem szalenie ciekaw jak wypadłby w mojej ocenie "Leader", bowiem po jego pełnometrażowej wersji można momentami odnieść wrażenie, że rozciągnięcie nastąpiło w sposób nie w pełni naturalny. Nie oznacza to jednak męczących dłużyzn, a jedynie nieznaczne rozwodnienia treści, która aż się prosi o solidniejszą kondensację. Najbardziej konfundujący w odbiorze jest jednak brak jasności co do reguł odbywania się wspomnianego kursu – Piotrek dołącza do grupy na którejś już z kolei sesji i fakt ten nikogo nie dziwi, a przecież grupa ewidentnie zna się już od jakiegoś bliżej nieokreślonego czasu i ma najpewniej w takim razie lepsze zaplecze, by z powodzeniem kurs ten dokończyć. Równie niezrozumiały jest dla mnie czas trwania jednej sesji – ze zdziwieniem przekonywałem się, że całość metrażu filmu to wyłącznie jedno, kilkugodzinne spotkanie, gdzie kursanci lwią jego część spędzą na przerwach czy przerywnikach. No cóż, nie byliśmy na takich kursach, to nie wiemy, może faktycznie to tak wygląda.

Z kolei najmocniejszą stroną seansu jest zdecydowanie obsada. I nie mam tu na myśli wyłącznie wzmiankowanego już Mirosława Haniszewskiego, który spokojnie mógłby w roli Lidera odegrać monodram i najpewniej oglądałoby się to równie przyjemnie. Jego postać jest fascynująca i odpychająca równocześnie, charyzma miesza się u niego z toksynami, zgnilizna moralna z luksusowymi perfumami. To człowiek, który jest w stanie porwać za sobą tłumy i można jedynie drżeć czy finalnie będzie kazał nam sprzedać sobie długopis czy może zainicjuje taniec wokół ogniska, by odstraszyć energetyczne wampiry.

Mimo że postać Haniszewskiego świeci tu najjaśniej, to na uwagę zasługują również wtórujący mu Tomasz Schuchardt, Krzysztof Stroiński, Piotr Trojan, Konrad Eleryk czy grający główną rolę Adam Bobik. Każdy z nich tworzy solidną postać i choć wszystkie rozpisane są jako dość karykaturalne, co odbiera im nieco dramatyzmu, to widać u rodzeństwa Priwieziencew fach w prowadzeniu aktorów. Uważam, że warto ten film zobaczyć chociażby dla dwóch scen, w których reżyserzy dają Piotrowi Trojanowi się wykazać. Pragnę jednak Was ostrzec, że jeżeli zamierzaliście "Samca..." obejrzeć ze względu na nazwiska Wiesława Komasy, Antka Królikowskiego czy Lotka, to możecie śmiało seans sobie odpuścić. Każdy z nich otrzymuje po jednej scenie i trudno mi rozgryźć, dlaczego do tych drobnych ról zatrudniono tak rozpoznawalne nazwiska. 

 


Na sam koniec należy również napisać słów kilka o warstwie wizualnej. Bowiem fascynująco wygląda budynek, w którym rozgrywa się akcja, potrafiący w każdej ze scen pokazać się od innej strony, co rusz odkrywając przed nami kolejny ze swoich korytarzy. Wszystko sfilmowane jest w niskim kluczu, przy tym na silnym kontraście, w wyniku czego obraz jest bardzo soczysty, a przez to frapujący. Ciekawym zabiegiem jest umiejscowienie historii w ograniczonej przestrzeni, choć należy tu zaznaczyć, że dialogi są tu zdecydowanie mniej porywające niż chociażby w "Wenus w futrze" i miałem w kilku momentach wrażenie, że bohaterowie nie mówią akurat nic specjalnie istotnego, co pozostawiało mnie z pytaniem o powód pojawienia się danych zdań.

"Samiec Alfa" to film ciekawy, chociaż nie da się ukryć, że głównie ze względu na swój temat, którego potencjału niestety w pełni nie wykorzystano. Może to tylko moje wygórowane oczekiwania, ale wolałbym, ażeby wchodził w podejmowaną problematykę bardziej niż na głębokość pchnięcia nożem satyry, w której nie w pełni swobodnie obśmiewa jedynie jedną ze stron i nie próbuje wysnuć z tego żadnych wniosków czy wybadać przyczyn takiego stanu rzeczy. Katia i Igor Priwieziencew to zdecydowanie zdolni twórcy, jednak w mej opinii powinni bardziej określić się gatunkowo – ich film jest przez swoją karykaturalność zbyt żartobliwy jak na dramat, a jak na komedię posiada w sobie zdecydowanie za małą dawkę humoru. Niemniej to pozycja godna uwagi, chociażby jako punkt wyjścia do dyskusji o kryzysie męskości i roli mężczyzny w relacjach damsko-męskich. Bo nie udawajmy Greka, może i faktycznie jak "baba z wozu, koniom lżej", ale jak samiec, to niekoniecznie Alfa, jak wóz to niekoniecznie Beta, jak baba to niekoniecznie Alfa i Omega.



Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Do czego pijesz? - wywiad z WuWuniem

Z Marcinem Sprusińskim, znanym szerzej jako WuWunio, rozmawiam po kinowej premierze jego filmu " Potwór z Doliny Trzech Spawów ". Maciej Karwowski: Inaczej niż w przypadku poprzedniego filmu, premierę " Potwora... " zorganizowaliście w kinie. Informując na Facebooku o wyprzedanych biletach wspomniałeś, że przed Luną były kina, które Wam odmówiły.   Które konkretnie? Marcin Sprusiński: Chciałem się dogadać z dużymi sieciami, żeby w każdym mieście w Polsce film ten poleciał raz, na przykład w czwartek o 18:00. Bez zysku dla mnie – po prostu by ludzie w różnych miejscach kraju mogli zobaczyć to na dużym ekranie. Ale jak usłyszeli, że to jakiś film z Bonusem BGC i resztą - odmówili. Nie chciałbym raczej wymieniać nazw, bo możliwe, że kiedyś będę do nich uderzać z jakimś innym filmem. A kino Luna powiedziało, że nie interesuje ich co będziemy puszczać. I na pewno są zadowoleni, bo bilety sprzedały się w dwie godziny. M.K.: Widziałem, jak dziewczyny

NA WSZYSTKIE PIŁY NIE MAM SIŁY - omówienie serii "Piła" (2004-2010)

Gdy w 2004 roku na ekrany kin trafiła " Piła " Jamesa Wana, nikt się nie spodziewał, że film ten da początek legendarnej dziś już serii, przynosząc wytwórni Liosgate ponad 800 milionów dolarów zysku, a jej reżyserowi nada miano nowego króla horroru. Z okazji premiery najnowszej części cyklu – " Piła: Dziedzictwo " postanowiłem przyjrzeć się każdej odsłonie i pokrótce opowiedzieć Wam, czy warto się z nimi zapoznać. Piła (2004) reżyseria: James Wan, scenariusz: Leigh Whannell, James Wan Pierwsza wersja scenariusza " Piły " powstała już w 2001 roku, a sam gotowy film trafić miał pierwotnie wyłącznie na kasety VHS. Zyskał on jednak na tyle przychylne opinie, że otrzymał dystrybucję kinową, a już wkrótce zielone światło dla realizacji sequela. Wszystko zaczyna się w tajemniczej obskurnej łazience, w której budzi się dwójka nieznających się mężczyzn. Nie wiedzą nic o sobie, o tym miejscu, ani o powodzie, dla którego tam trafili. Jedyne, co

ANATOMIA PRAWDY – wywiad z Sebastianem Fabijańskim

Z Sebastianem Fabijańskim rozmawiam wespół z moim niezastąpionym kompanem Jakubem Zawodniakiem podczas 46. Ińskiego Lata Filmowego, tuż po przedpremierowym pokazie Mowy ptaków Xawerego Żuławskiego. Jakub Zawodniak: Chcieliśmy zacząć od tego, że jesteśmy pod wrażeniem amplitudy uczuć, jaką zaprezentowałeś na spotkaniu po filmie. Zwłaszcza że gdy dołączyłeś do Xawerego, wydawałeś się zblazowany, znudzony. Sebastian Fabijański: Chwilę wcześniej spałem w samochodzie. Robimy z Mową ptak ó w sporą tras ę – Warszawa, Zwierzyniec, Gdań sk, I ńsko i zaraz jedziemy dalej, a wszystko w przeciągu w zasadzie półtora dnia. To nie jest wi ęc jakaś nonszalancja, po prostu naprawdę mnie rozłożyło. Takie spotkania nas też kosztują, zawsze jestem wymęczony, bo ludzie oczekują dużo atencji, a to wymaga wysiłku szczególnie ode mnie. A ja jakoś z natury duszą towarzystwa nie jestem. Maciej Karwowski: Ale w kt ó rymś momencie się uruchomiłeś ! To pewnie przez jakieś pytanie. Ono uruch