Przejdź do głównej zawartości

RED IS BAD - RECENZJA FILMU "CZERWONY ŻÓŁW"





Długo przyszło nam czekać na najnowszy film studia Ghibli. I gdyby nie decyzja uczestników Scope100, "Czerwonego żółwia" zapewne nigdy byśmy w Polsce nie zobaczyli. Ten jednak w końcu do nas przypłynął, niesiony przez fale zachwytów docierające zewsząd. I jak to zwykle bywa w przypadkach wszechobecnych pochwał, wyszedłem z kina więcej niż rozczarowany.

Trudno mi będzie ująć, co tak naprawdę mi się w tym filmie nie podobało. Bowiem gdy zacząłem nad nim dumać, analizując poszczególne motywy i sensy, szybko zdałem sobie sprawę, że jest to dzieło wartościowe i mówiące zdecydowanie więcej niż wiele współczesnych filmów. Tkwiła w nim jednak nieopisana nuda, z którą musiałem walczyć praktycznie przez cały ledwie 80-minutowy seans.
 
Wszystkie nieznające mnie osoby, które pomyślały w tym momencie, że zapewne jestem wielkim fanem rozbuchanego kina rozrywkowego, szybko muszę wyprowadzić z błędu - nie jestem. Niezmiernie sobie cenię slow-cinema, każdy twór kultury wymagający od odbiorcy nieco więcej i na nieco dłużej - czasem nawet lubię się zmęczyć jakimś filmem, jeśli ten finalnie miałby mnie zostawić z cennymi przemyśleniami i nowymi doznaniami. Animacja Michaela Dudoka de Wita należy do tej grupy utworów, więc nie oburzają ani nie dziwią mnie pozytywne recenzje, jednak w moim przypadku refleksje po "Czerwonym żółwiu" uleciały dość szybko, a sam proces oglądania usłany był jedynie ziewnięciami.

Doprawdy nie rozumiem co poszło nie tak - pozbawiony jakichkolwiek linii dialogowych film o bezimiennym rozbitku, który nie może wydostać się z bezludnej wyspy, ma ogromny potencjał. Zwłaszcza, że daleko mu do animowanego odpowiednika "Cast away" i podejmowanym tematem raczej już tu nie jest wola przetrwania (choć to oczywiście również się tu znajduje), a bardziej kwestia poczucia wolności, odejścia człowieka od natury, samotności, jego relacji ze światem czy sobą samym.
Brzmi to wszystko niegłupio, zwłaszcza że wszelkie kwestie zaprezentowane są w metaforyczny, a przy tym czytelny sposób. Pokradrowane jest to pięknie, choć kreska może nazbyt sterylna (a komputerowy żółw nieco się gryzie z dwuwymiarowym światem); muzyka przygrywa przejmująco, choć może nazbyt sugestywnie; dramat zgrabnie przeplata się z nienachalnym humorem, choć może nazbyt wyrachowanym. Może właśnie metaforyka mi przeszkadzała - chyba liczyłem na podjęcie tematu w bardziej przyziemny sposób. Fantasmagoryczny motyw związany z żółwiem wydaje się archaiczny, wszakże po coś podobnego już niejednokrotnie sięgano, lata temu. A gdy na ekranie pojawia się jeszcze dziecko, trudno oprzeć się wrażeniu, że jakość drastycznie spadła, tempo nagle zwolniło, a cała opowieść zinfantylizowała.

Mimo wszystko "Czerwony żółw" to dobry i godny uwagi film, zwłaszcza dla osób rozmiłowanych w statycznym i transowym kinie. Decyzja głosujących w Scope100 jest jednak dla mnie niezrozumiała, zwłaszcza gdy konkurencją było między innymi arcygenialne greckie "Interruption". Dlatego od najnowszego filmu studia Ghibli wolę obejrzeć po raz kolejny jego oscarowych konkurentów - "Zwierzogród" czy "Nazywam się Cukinia". 

4/10


Film obejrzany dzięki uprzejmości Kina Pałacowego w Poznaniu.
http://kinopalacowe.pl/

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Do czego pijesz? - wywiad z WuWuniem

Z Marcinem Sprusińskim, znanym szerzej jako WuWunio, rozmawiam po kinowej premierze jego filmu " Potwór z Doliny Trzech Spawów ". Maciej Karwowski: Inaczej niż w przypadku poprzedniego filmu, premierę " Potwora... " zorganizowaliście w kinie. Informując na Facebooku o wyprzedanych biletach wspomniałeś, że przed Luną były kina, które Wam odmówiły.   Które konkretnie? Marcin Sprusiński: Chciałem się dogadać z dużymi sieciami, żeby w każdym mieście w Polsce film ten poleciał raz, na przykład w czwartek o 18:00. Bez zysku dla mnie – po prostu by ludzie w różnych miejscach kraju mogli zobaczyć to na dużym ekranie. Ale jak usłyszeli, że to jakiś film z Bonusem BGC i resztą - odmówili. Nie chciałbym raczej wymieniać nazw, bo możliwe, że kiedyś będę do nich uderzać z jakimś innym filmem. A kino Luna powiedziało, że nie interesuje ich co będziemy puszczać. I na pewno są zadowoleni, bo bilety sprzedały się w dwie godziny. M.K.: Widziałem, jak dziewczyny

NA WSZYSTKIE PIŁY NIE MAM SIŁY - omówienie serii "Piła" (2004-2010)

Gdy w 2004 roku na ekrany kin trafiła " Piła " Jamesa Wana, nikt się nie spodziewał, że film ten da początek legendarnej dziś już serii, przynosząc wytwórni Liosgate ponad 800 milionów dolarów zysku, a jej reżyserowi nada miano nowego króla horroru. Z okazji premiery najnowszej części cyklu – " Piła: Dziedzictwo " postanowiłem przyjrzeć się każdej odsłonie i pokrótce opowiedzieć Wam, czy warto się z nimi zapoznać. Piła (2004) reżyseria: James Wan, scenariusz: Leigh Whannell, James Wan Pierwsza wersja scenariusza " Piły " powstała już w 2001 roku, a sam gotowy film trafić miał pierwotnie wyłącznie na kasety VHS. Zyskał on jednak na tyle przychylne opinie, że otrzymał dystrybucję kinową, a już wkrótce zielone światło dla realizacji sequela. Wszystko zaczyna się w tajemniczej obskurnej łazience, w której budzi się dwójka nieznających się mężczyzn. Nie wiedzą nic o sobie, o tym miejscu, ani o powodzie, dla którego tam trafili. Jedyne, co

ANATOMIA PRAWDY – wywiad z Sebastianem Fabijańskim

Z Sebastianem Fabijańskim rozmawiam wespół z moim niezastąpionym kompanem Jakubem Zawodniakiem podczas 46. Ińskiego Lata Filmowego, tuż po przedpremierowym pokazie Mowy ptaków Xawerego Żuławskiego. Jakub Zawodniak: Chcieliśmy zacząć od tego, że jesteśmy pod wrażeniem amplitudy uczuć, jaką zaprezentowałeś na spotkaniu po filmie. Zwłaszcza że gdy dołączyłeś do Xawerego, wydawałeś się zblazowany, znudzony. Sebastian Fabijański: Chwilę wcześniej spałem w samochodzie. Robimy z Mową ptak ó w sporą tras ę – Warszawa, Zwierzyniec, Gdań sk, I ńsko i zaraz jedziemy dalej, a wszystko w przeciągu w zasadzie półtora dnia. To nie jest wi ęc jakaś nonszalancja, po prostu naprawdę mnie rozłożyło. Takie spotkania nas też kosztują, zawsze jestem wymęczony, bo ludzie oczekują dużo atencji, a to wymaga wysiłku szczególnie ode mnie. A ja jakoś z natury duszą towarzystwa nie jestem. Maciej Karwowski: Ale w kt ó rymś momencie się uruchomiłeś ! To pewnie przez jakieś pytanie. Ono uruch