Teatr, sala pełna ludzi, na scenie trwa spektakl. Młoda dziewczyna z wielkimi aspiracjami gra w nim mikroskopijną rolę - jedną scenę, w której ma przejść kilka metrów z rękami przed sobą jako zahipnotyzowana. Jednak defekt sukni sprawia, że się przewraca - wśród publiki rozlega się śmiech. Chcąc uratować przedstawienie, szybko się podnosi i zaczyna kręcić piruety, wywijając zamaszyście swą przydużą suknią. Czy w odczuciu widowni uratowało to spektakl, raczej wątpliwe. Ale dziewczynie dało znacznie więcej - pomysł na sztukę, której stanie się prekursorką.
Sądzę, że poza osobami zainteresowanymi
historią tańca, niewielu dziś wie kim była Loie Fuller. Pamięć o niej ma szansę
odnowić "Tancerka" w reżyserii Stéphanie Di Giusto. Ten oparty na powieści
Giovanniego Listy film próbuje przybliżyć widzom niełatwe życie artystki, jej
zmagania z ograniczeniami technicznymi i kulturowymi świata przełomu XIX i XX
wieku. Choć postać to niezaprzeczalnie fascynująca i niezwykle istotna, debiut
Francuzki zdecydowanie nie wykorzystuje jej potencjału.
Fuller poznajemy w momencie, gdy jako młoda i
nieśmiała dziewczyna z prowincji nie ma na koncie jeszcze żadnych osiągnięć, a
ledwie zalążki marzeń o obcowaniu ze sztuką. Dość szybko przenosimy się w
kolejne miejsca, obserwując wkraczanie w świat teatru i tańca, następujące po
sobie sukcesy i towarzyszące im przeszkody. Wszystko zostaje podane w
niezaburzony niczym, chronologiczny sposób - nie tak oczywisty dla filmowych
biografii - niepędzący na złamanie karku ze streszczaniem życia artystki. Choć
narracja jest mało dynamiczna, a obraz trwa blisko dwie godziny, zauważalny
jest brak bliższego przyjrzenia się pokazywanym sytuacjom; co prawda z kina
wyjdziemy z kompletem informacji o performerce, ale będzie to wiedza bardzo
powierzchowna, nawet nie anegdotyczna.
Można by sądzić, że w takim razie samych
występów Fuller otrzymamy aż w nadmiarze. Otóż nie - tych zobaczymy trzy czy
cztery, do tego częściowo sfilmowane na zbliżeniach niwelujących możliwość
obejrzenia całości spektaklu. Nie oznacza to, że nie dane nam będzie przyjrzeć
się serpentynowemu tańcowi artystki, a jedynie, że zobaczymy go przepuszczonego
przez jej psychikę - z uwypukleniem wkładanego w proces twórczy wysiłku oraz
pasji. Zdjęcia autorstwa Benoîta Debiego (odpowiedzialnego wcześniej
za kilka filmów Gaspara Noego, w tym ostatnie "Love", oraz
"Spring Breakers" Harmony'ego Korine'a) doskonale portretują
bohaterkę oraz zestawiają na zasadzie kontrastu szarość otaczającego świata z
tworzoną przez nią niezwykle barwną i osłupiająco piękną sztuką.
Takie zobrazowanie historii Loie Fuller nadaje jej cech toposu o
dążeniu do samospełnienia. Reżyserce udaje się jednak uniknąć typowej dla niego
konstrukcji, nie tylko czyniąc finał mniej banalnym i oczywistym, ale przede
wszystkim przedstawiając bohaterów jako bardziej ludzkich. Sprawia to również,
że całość ogląda się przyjemnie i lekkostrawnie, choć nie ma tu mowy o śladowej
nawet ilości komedii. Wszystkiemu pomaga rewelacyjna w swej roli Soko oraz
niepozostająca daleko w tyle reszta obsady. Me zastrzeżenia budzi jedynie Gaspard
Ulliel, którego spojrzenie i sposób bycia przy każdej okazji wprawiały mnie w
stan nieznacznego zakłopotania, podczas gdy film raczej oczekiwał, że będę
nim... oczarowany?
Jednym z najistotniejszych etapów, tak życia
tancerki, jak i samej "Tancerki" było niewątpliwie pojawienie się w
nim Isadory Duncan (w tej roli uwodzicielsko piękna Lily-Rose Depp).
Paradoksalnie, to jednak akt z jej udziałem wypada najsłabiej - relacja między
kobietami nakreślona zostaje nazbyt niewyraźnie i skrótowo, by móc odpowiednio
wybrzmieć. Jako, że jest to czas kluczowy dla całego filmu, rzutuje
negatywnie na końcowej ocenie.
Debiut Di Giusto to niewątpliwie pozycja godna
uwagi, choćby przez sam fakt podjętego tematu; o Fuller warto wiedzieć -
zrozumieć, czym zachwyciła Lautreca, Rodina, Chéreta i wielu innych współczesnych jej artystów. To dobre, technicznie wzorowe,
przyjemne w odbiorze kino, pozbawione jednak głębszej analizy prezentowych
postaci i przyświecającej całemu przedsięwzięciu myśli przewodniej. Warto
poświęcić czas na seans "Tancerki", ale zdecydowanie lepiej byłoby
zobaczyć sam występ Loie Fuller.
6/10
6/10
---
Za możliwość przedpremierowego obejrzenia filmu dziękuję jego dystrybutorowi, firmie Solopan.
Komentarze
Prześlij komentarz