Przejdź do głównej zawartości

34. Koszaliński Festiwal Debiutów Filmowych "Młodzi i film"




Nigdy nie byłem na żadnym festiwalu filmowym (nie liczę krótkiej wizyty w Ostrowie wlkp. na dwóch pokazach w ramach Festiwalu im. Krzysztofa Komedy w zeszłym roku). Choć od kilku lat obnoszę się z zamiarem wybrania do Gdyni, mam niewielkie rozeznanie na temat imprez tego typu w kraju. Wielkim zaskoczeniem okazało się dla mnie odkrycie koszalińskiego festiwalu Młodzi i film. Kilkudniowa impreza, pokazy filmów pełnometrażowych, krótkometrażowych, spotkania z twórcami, wykłady, koncerty, a wszystko to całkowicie za darmo. Termin okazał się całkiem dogodny, partnerka chętna do towarzystwa, a schronisko które miało nas gościć- tanie, toteż 22. czerwca wyruszyliśmy na 34. koszaliński festiwal debiutów filmowych. 

By uniknąć sytuacji, kiedy to pędzimy na złamanie karku, byle tylko zdążyć na dane wydarzenie, odpuściliśmy sobie galę otwarcia. Do kina Kryterium, gdzie rzecz miała miejsce, dotarliśmy na 20:15, na pokaz filmu "Na wylot", w ramach retrospektywy twórczości Grzegorza Królikiewicza. Budynek, jak i sala wywarły na nas pozytywne wrażenie, czego już o wyświetlanej produkcji powiedzieć nie mogliśmy. Brak narracji, surrealizm wielu scen i bełkot całości złożyły się na nasze niezadowolenie. Chyba warto nadmienić, iż był to nasz pierwszy kontakt z twórczością tego reżysera.  

Po niefortunnym seansie udaliśmy się na położony nieopodal plac przed ratuszem, gdzie miała się odbyć projekcja "Sugarmana". Można by narzekać na niesprzyjające pokazowi obfite oświetlenie budynku ratusza, jednak ze względu na niedogodne warunki pogodowe skapitulowaliśmy, toteż ocenę pozostawiam innym. 


Mimo pozytywnych prognoz, temperatura przez wszystkie dni naszego pobytu w Koszalinie nie należała do najwyższych, a deszcz niejednokrotnie popadywał, toteż o planowanej wizycie nad morzem mogliśmy jedynie pomarzyć. Tym sposobem wtorkowy poranek postawił nas przed pytaniem- na co się wybrać? Na blok krótkometrażówek o 10:30 było już za późno, następujący po nich całkiem zabawny "Kebab i horoskop" widzieliśmy już jakiś czas temu, a wśród propozycji repertuarowych widniało jeszcze jedynie "Idź" Grzegorza Królikiewicza. Mimo uprzedzeń, jakie zdążyliśmy sobie wyrobić poprzedniego wieczora, udaliśmy się na pokaz do kina Alternatywa. Film, bez zaskoczeń, okazał się tworem niskich lotów, pozostawiając nas z poczuciem straconego czasu. Na wyświetlanym po nim w ramach tego samego bloku "Przypadku Pekosińskiego" nie zostaliśmy, ciekawszym było kręcenie się po okolicy, nawet w tak trefną pogodę. 

O 14:15 rozpoczął się seans "O koniach i ludziach" (w ramach bloku "debiuty zagraniczne", na którym można było zobaczyć również "Plemię" i "Dzikie historie"), islandzko-niemiecko-norweskiego dramatu, delikatnie skropionego specyficznym humorem. Choć nie wywołał on we mnie wielkiego entuzjazmu, przyznać muszę, iż jest to wartościowy twór z sensowną konstrukcją, wyrazistymi postaciami i garścią niegłupich obserwacji ludzkich zachowań. 

Po projekcji pozostaliśmy w sali, bowiem punkt 16:00 rozpoczęło się spotkanie z Łukaszem Żalem (autorem zdjęć do "Idy" Pawła Pawlikowskiego). Według programu miał być to wykład, jednak referentowi ewidentnie ta forma była nie w smak i dało się zauważyć oznaki zdenerwowania z jego strony. Luźniej i ciekawiej zrobiło się dopiero, gdy publiczność poczęła z nim dialogować. Największą atrakcją w moim odczuciu były pokazane przez Żala zdjęcia z planu "Idy" oraz "The Here After".  

Po tym całkiem udanym spotkaniu ruszyliśmy na poszukiwania czegoś do zjedzenia, a następnie Minibrowaru Kowal. Wszystkie lokacje festiwalowe znajdowały się dość blisko siebie i po uprzednim zapoznaniu się z mapą nie było problemu z trafieniem do każdego z nich, jednak przyznać trzeba, iż organizator mógłby zadbać o stosowne drogowskazy w przestrzeni miejskiej, czy też choćby umieszczenie mapki z oznaczeniami w ulotce. 

Gdy już najedzeni trafiliśmy do Minibrowaru, kupiliśmy piwo, usiedliśmy wygodnie i rozkoszowaliśmy się pierwszorzędną dyskusją z Bartkiem Topą, prowadzoną przez Macieja Buchwalda. Obaj panowie świetnie się dogadywali, niejednokrotnie dając widowni powody do śmiechu, nie zaniedbując przy tym warstwy merytorycznej spotkania.  

Kolejnym i ostatnim tego dnia punktem programu był koncert Gaby Kulki. Postać popularna, ale przyznać muszę, że mi znana jedynie z coveru granego z Czesławem Mozilem oraz z "Wielkiego wrażenia", usłyszanego na kilka dni wstecz. Artystka dała chyba typowy dla siebie koncert, zdecydowanie satysfakcjonując licznie zgromadzoną publikę. Odbiegało to jednak od naszych opinii; mimo prób poczucia prezentowanej muzyki, jednogłośnie oceniliśmy ją jako niemelodyjną i zamulającą. Zamiast wyjść z lokalu zadowoleni, wyszliśmy niesamowicie zmęczeni. 


Środa obfitowała w wydarzenia. Wszystko rozpoczęło się w Kryterium, wraz z blokiem (III) krótkometrażówek, spośród których na największe uznanie w mej ocenie zasługują animacja "Ostatnia wioska naturystów" w reżyserii Wacława Marata (za uroczy humor i dobre tempo) oraz dokument "Partia życia" Aleksandra Krzystyniaka (przede wszystkim za podjęty temat).  

Następnie wyświetlono pełnometrażowy film "Arizona w mojej głowie" Matthiasa Husera. Po pokazie przeszliśmy do sali obok, gdzie odbyła się dyskusja ze słynnego cyklu "szczerość za szczerość". Poza reżyserem zjawili się m.in. odtwórcy głównych ról, Krzysztof Kiersznowski i Eryk Lubos. O 16:00 udało nam się obejrzeć "Noc Walpurgi" Marcina Bortkiewicza, po którym znów udaliśmy się na "szczerość za szczerość". Wówczas uświadomiliśmy sobie jak bardzo odbiegają od siebie jakością oba filmy, jak i spotkania. Kilku słów o filmach można oczekiwać na moim kanale na youtube'ie, a co się tyczy dyskusji- twórcy "Arizony..." wywarli na nas niezbyt pozytywne wrażenie niedbających o widza, nieco zadufanych w sobie rzemieślników, natomiast ekipa "Nocy..." - sympatycznej, zgranej drużyny pasjonatów z masą talentu i możliwości. Do tego sama rozmowa była znacznie ciekawsza, wszakże każdorazowo fascynującą jest możliwość poznania tajników produkcji i relacji poszczególnych osób na planie, a niekoniecznie ciągłe słuchanie ile głębokiej głębi jest w każdej scenie i jak bardzo wyjątkowym dziełem jest omawiany film. 

Jak to na festiwalach bywa różne wydarzenia odbywały się symultanicznie, toteż do nas należała decyzja co wydaje się ciekawsze czy ważniejsze. Toteż, chcąc zostać na spotkaniu z twórcami "Noc Walpurgi", nie zdążyliśmy na początek V bloku krótkometrażówek. Weszliśmy w trakcie "Ameryki". Mimo niepełnego rozeznania w historii, niezwykle przypadła mi do gustu i ogromnie żałuję, że nie ma tego filmu nigdzie w internecie. W bloku interesujący wydał się również niepewny konstrukcyjnie dokument "Egzamin dojrzałości".  

W podobie do zeszłego dnia z kina Kryterium udaliśmy się na posiłek do kebabu przy ratuszu, a stamtąd do Minibrowaru Kowal. Jednak, że było już później niż dzień wcześniej, ominęło nas, z pewnością wartościowe, spotkanie z Anną Dymną, a zastał koncert Rebeki. Nadmienię, że nad wyraz cenię muzykę tego zespołu, a jego występ był jednym z głównych powodów naszej podróży do Koszalina, w związku z czym oczekiwania mieliśmy wysokie. I zostały one całkowicie spełnione; epatujący energią duet udowodnił, że świetnie się dogaduje i doskonale czuje na scenie, a jego muzyka sprawdza się również na żywo. 


W związku ze zobowiązaniami czekającymi mnie w domu, czwartek był naszym ostatnim dniem festiwalu. O 10:30 wyświetlono VI blok wyjątkowo niezgrabnych i nieciekawych krótkometrażówek, a tuż po nim "Między nami dobrze jest" Grzegorza Jarzyny. Bardzo żałowałem, że nie udało mi się zobaczyć tego filmu w styczniu, gdy miał swoją premierę, dlatego nie mogłem odpuścić sobie takiej okazji. Był to ostatni punkt naszej wizyty. 

Żal mi, iż nie mogłem zobaczyć pozostałych konkursowych filmów, że nie trafiłem na wszystkie spotkania (zwłaszcza to z Radkiem Ładczukiem!), że nie porozmawiałem z obecnymi tam aktorami czy reżyserami. I że nie zostałem do końca festiwalu. Jednak cieszę się niezmiernie, że dane mi było obejrzeć te 5 pełnych i 15 krótkich metraży; że mogłem być na 2 koncertach. Że zjadłem 3 naprawdę zacne kebaby w lokalu z przegenialną obsługą. Coś czuję, że wkrótce wyczytam w swoich horoskopie, że w przyszłym roku trafię na 35. edycję festiwalu Młodzi i film w Koszalinie.



P.S. Jeśli jesteście zainteresowani dyskusjami z cyklu "szczerość za szczerość" bądź wykładami wygłoszonymi w ramach festiwalu, z przyjemnością informuję, iż są one w całości dostępne na youtube'ie: https://www.youtube.com/user/festiwalmlodziifilm



Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Do czego pijesz? - wywiad z WuWuniem

Z Marcinem Sprusińskim, znanym szerzej jako WuWunio, rozmawiam po kinowej premierze jego filmu " Potwór z Doliny Trzech Spawów ". Maciej Karwowski: Inaczej niż w przypadku poprzedniego filmu, premierę " Potwora... " zorganizowaliście w kinie. Informując na Facebooku o wyprzedanych biletach wspomniałeś, że przed Luną były kina, które Wam odmówiły.   Które konkretnie? Marcin Sprusiński: Chciałem się dogadać z dużymi sieciami, żeby w każdym mieście w Polsce film ten poleciał raz, na przykład w czwartek o 18:00. Bez zysku dla mnie – po prostu by ludzie w różnych miejscach kraju mogli zobaczyć to na dużym ekranie. Ale jak usłyszeli, że to jakiś film z Bonusem BGC i resztą - odmówili. Nie chciałbym raczej wymieniać nazw, bo możliwe, że kiedyś będę do nich uderzać z jakimś innym filmem. A kino Luna powiedziało, że nie interesuje ich co będziemy puszczać. I na pewno są zadowoleni, bo bilety sprzedały się w dwie godziny. M.K.: Widziałem, jak dziewczyny

NA WSZYSTKIE PIŁY NIE MAM SIŁY - omówienie serii "Piła" (2004-2010)

Gdy w 2004 roku na ekrany kin trafiła " Piła " Jamesa Wana, nikt się nie spodziewał, że film ten da początek legendarnej dziś już serii, przynosząc wytwórni Liosgate ponad 800 milionów dolarów zysku, a jej reżyserowi nada miano nowego króla horroru. Z okazji premiery najnowszej części cyklu – " Piła: Dziedzictwo " postanowiłem przyjrzeć się każdej odsłonie i pokrótce opowiedzieć Wam, czy warto się z nimi zapoznać. Piła (2004) reżyseria: James Wan, scenariusz: Leigh Whannell, James Wan Pierwsza wersja scenariusza " Piły " powstała już w 2001 roku, a sam gotowy film trafić miał pierwotnie wyłącznie na kasety VHS. Zyskał on jednak na tyle przychylne opinie, że otrzymał dystrybucję kinową, a już wkrótce zielone światło dla realizacji sequela. Wszystko zaczyna się w tajemniczej obskurnej łazience, w której budzi się dwójka nieznających się mężczyzn. Nie wiedzą nic o sobie, o tym miejscu, ani o powodzie, dla którego tam trafili. Jedyne, co

ANATOMIA PRAWDY – wywiad z Sebastianem Fabijańskim

Z Sebastianem Fabijańskim rozmawiam wespół z moim niezastąpionym kompanem Jakubem Zawodniakiem podczas 46. Ińskiego Lata Filmowego, tuż po przedpremierowym pokazie Mowy ptaków Xawerego Żuławskiego. Jakub Zawodniak: Chcieliśmy zacząć od tego, że jesteśmy pod wrażeniem amplitudy uczuć, jaką zaprezentowałeś na spotkaniu po filmie. Zwłaszcza że gdy dołączyłeś do Xawerego, wydawałeś się zblazowany, znudzony. Sebastian Fabijański: Chwilę wcześniej spałem w samochodzie. Robimy z Mową ptak ó w sporą tras ę – Warszawa, Zwierzyniec, Gdań sk, I ńsko i zaraz jedziemy dalej, a wszystko w przeciągu w zasadzie półtora dnia. To nie jest wi ęc jakaś nonszalancja, po prostu naprawdę mnie rozłożyło. Takie spotkania nas też kosztują, zawsze jestem wymęczony, bo ludzie oczekują dużo atencji, a to wymaga wysiłku szczególnie ode mnie. A ja jakoś z natury duszą towarzystwa nie jestem. Maciej Karwowski: Ale w kt ó rymś momencie się uruchomiłeś ! To pewnie przez jakieś pytanie. Ono uruch